Do kin w Polsce wchodzi film „Dzięki Bogu” dotykający problemu pedofilii w Kościele we Francji. Dlaczego zajął się Pan tym tematem?
Moim celem wcale nie było zrobienie filmu na temat pedofilii w Kościele. Chciałem zająć się wrażliwością z punktu widzenia mężczyzn, ich uczuciami i emocjami. Wówczas natrafiłem na świadectwo Alexandra Dussot-Hezeza, który był molestowany jako dziecko i który od kilku lat prowadzi walkę po to, by Kościół katolicki uznał wyrządzone mu krzywdy, zwłaszcza przez księdza Bernarda Preynata. Uznałem więc, że to bardzo ciekawa historia i należy ją zgłębić. W taki oto sposób powstał mój film „Dzięki Bogu”.
W czasie przygotowań spotykał się Pan z osobami molestowanymi, jak również z ich rodzinami. Chętnie dzielili się swoimi doświadczeniami?
Tak i myślę, że ofiary ośmielił fakt, że jestem reżyserem filmów fabularnych, a nie dokumentalnych. Od samego początku wiedzieli, że ich historie będą odgrywane przez aktorów, a nie będą musieli o nich opowiadać osobiście przed kamerą. W tych rozmowach byli bardzo otwarci i wyjawili wiele szczegółów ze swojego życia, które były dla mnie bardzo poruszające.
W swoim filmie chciałem jednak pokazać nie tylko drogę, jaką przeszły ofiary pedofilii, ale również konsekwencje, które dotknęły również ich bliskich, ich rodziny. Osoby poszkodowane już wcześniej dzieliły się swoimi historiami z prasą, natomiast nowością jest to, że udało mi się porozmawiać z ich żonami i dziećmi. To spowodowało tak duże poruszenie po stronie kościelnej, ponieważ mój film pokazał nie tylko cierpienie ofiar, ale całego ich otoczenia.
Swoista zmowa milczenia istniała zarówno po stronie Kościoła, jak i ofiar. Dlaczego ci, których dotykały przypadki molestowania, milczeli przez kilkadziesiąt lat?
Wiele badań, szczególnie psychologicznych potwierdza, że molestowane dzieci nie rozumieją, co się z nimi dzieje, a to dlatego, że mają zaufanie do osób dorosłych. Chowają w sobie te przeżycia, starając się dalej normalnie funkcjonować, przez co wydaje się, że wszystko jest w porządku, a jak wiemy nie jest. Te doświadczenia nieraz powracają po kilkudziesięciu latach, kiedy osiągają stabilność emocjonalną. Zakładają własne rodziny, mają dzieci i dopiero wtedy zdobywają się na odwagę, aby o tym mówić. Wydaje się, że wcześniej nie byli gotowi na ujawnienie przed światem tak okropnej prawda, ponieważ miałoby to przykre konsekwencje dla ich życia prywatnego.
Mając te kwestie na względzie i pod wpływem mojego filmu, we Francji nastąpiła zmiana prawa. Wcześniej ofiara miała tylko 20 lat po ukończeniu 18. roku życia, żeby zgłosić tę sprawę. Teraz jej przedawnienie następuje po 30 latach. Zdano sobie po prostu sprawę, że wiele osób osiąga gotowość do wyjawienia prawdy dopiero w wieku 40 czy 50 lat.
Te zmiany w prawie to był cel, jaki chciał Pan osiągnąć robiąc ten film?
Podszedłem do tego tematu dosyć naiwnie. Zachowałem nawet prawdziwe nazwiska głównych postaci: księdza Preynata czy arcybiskupa Philippe’a Barbarina, którzy wytoczyli mi za to procesy. Na szczęście sąd francuski uznał, że to film użyteczności publicznej i może się ukazać w takiej formie, co też się stało w lutym tego roku. Co ciekawe od tego czasu został na tyle dobrze przyjęty przez kościół katolicki, że wręcz jest pokazywany w seminariach, żeby uzmysłowić wszystkim, na czym polega problem pedofilii i jakie niesie ze sobą konsekwencje.
Czy odbiór filmu we Francji, ale także w Europie, o czymś świadczy nagroda Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie, były dla Pana zaskoczeniem?
Nie, w ogóle się tego nie spodziewałem. Kiedy powiedziałem producentom o moim pomyśle na film, nie byli zachwyceni i nie wróżyli mi wielkiego sukcesu. To dlatego robiliśmy go z niewielkim budżetem, a nawet w pewnym sensie w sekrecie.
Myślę też, że sukces nie byłby możliwy bez udziału katolików, którzy przecież czują się ofiarami tego zjawiska i nie chcą, żeby ich religia była kojarzona z pedofilią. Mój film przyczynił się do pewnych zmian, ponieważ kościół nie ukrywa już, że problem istnieje, ale postępują one bardzo wolno.
Ten film określany jest mianem francuskiej wersji amerykańskiego „Spotlight”. Jak Pan reaguje na tego typu porównania?
„Spotlight” to bardzo ważny film dla wszystkich ofiar pedofilii w Kościele, zwłaszcza że w napisach końcowych pojawia się lista osób molestowanych nie tylko w USA, ale również we Francji. To, co różni mój film od amerykańskiego obrazu to, że „Spotlight” pokazuje śledztwo dziennikarskie, a ja perspektywę ofiar. Niedługo będzie pokaz „Dzięki Bogu” w Bostonie, czyli miejscu, gdzie toczy się akcja amerykańskiej produkcji, dlatego jestem bardzo ciekaw reakcji.
Czy miał Pan okazję widzieć polskie filmy poruszające ten temat, czyli „Kler” i „Nie mów nikomu”?
Nie, jeszcze nie. Polskie filmy nie weszły do kin we Francji, więc nie miałem szansy ich zobaczyć.
Czy Pana zdaniem dobrym sposobem na walkę z pedofilią jest to, aby ten temat był podejmowany przez filmowców czy dziennikarzy?
Myślę, że wszystko jest w rękach ofiar, także nagłaśnianie tego problemu. Używają do tego oczywiście mediów, prasy, ale to przede wszystkich jest ich walka.