Ostatnie takie lato. Inspirowany prawdziwymi wydarzeniami „Chleb i sól” w kinach
27 stycznia, 2023
„Tango” jest po prostu o nas. Nowa premiera z okazji 110-lecia Teatru Polskiego
29 stycznia, 2023

Scena to Alpy, a scenariusz napisało życie… „Wrócimy po was. Historie alpejskie”

Te dramatyczne wydarzenia miały miejsce w górach (fot. mat. pras.)

To sześć dramatycznych historii, które były kamieniem milowym w historii ratownictwa górskiego i zmieniły sposób postrzegania obecności człowieka w górach. W swoim czasie nie schodziły z pierwszych stron gazet we Francji, w Szwajcarii i we Włoszech. Wszystkie wydarzyły się w Alpach, każda odcisnęła swój ślad w świadomości społecznej. Łączy je jedno: tajemnica. Co zachwiało legendą psów-ratowników z Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda? Czy wspinający się na szczyt Mont Blanc wiedzą, że stąpają po cmentarzysku, i czy Homi Bhabha – twórca indyjskiej atomistyki – musiał zginąć w katastrofie samolotowej pod szczytem tej góry? Czy można przetrwać noc na wysokości 3500 metrów nad poziomem morza w sari i w pantofelkach? Co skłoniło Henryka Mückenbrunna, jednego z „tatrzańskich diabłów”, do wyprawy przez Alpy w śnieżną zawieruchę? Czy wola życia może wygrać z administracyjnym bezwładem, ludzką obojętnością i głęboko zakorzenioną tradycją? By odpowiedzieć na te pytania, Elżbieta Sieradzińska, autorka biografii Wandy Rutkiewicz i miłośniczka górskich wspinaczek, odtwarza losy bohaterów historii, które rozegrały się w alpejskim krajobrazie. Ich scenariusz napisały życie i góry. Epilogu być może nie poznamy nigdy.

Ranek 27 grudnia. to powrót prawdziwej zimy, oznajmiają nagłówki w gazetach. Narciarze i turyści się cieszą. Ależ pięknie i malowniczo! Na pierwszych stronach są też jednak inne wieści: słynny włoski alpinista i przewodnik Walter Bonatti zaginął z partnerem na Mont Blanc. Do Chamonix nie wrócił także młody zespół francusko­belgijski. termometr na wewnętrznej ścianie schronu Vallota wskazuje minus 18 stopni. Bonatti otwiera drzwi i wygląda na dwór. Wiatr jakby trochę zelżał, jednak mgły nadal przesłaniają kopułę Mont Blanc. Ich sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Silvano nie może założyć butów na odmro­ żone stopy, jego opuchnięte dłonie przybrały niebieskawy kolor, mimo wszystko mają szansę wyjść z tego cało. A Belg i Francuz? Biwak gdzieś niedaleko szczytu był szaleństwem, ale może im się udało i jednak się zjawią? Walter woła, raz i drugi. Nic. Żadnego odzewu. W nocy nie mógł ruszyć na szczyt i ich szukać. to byłoby samobójstwo, a teraz nie ma już na to sił. Silvano tym bardziej. A jednak czekają. Może zdarzy się cud?

Znowu wołają. Bez skutku. Mija godzina, dwie, trzy. Bonatti wstaje. Musi ratować Ghesera i siebie. Pójdą w kierunku Dôme du Goûter, a potem do grani Bionnassay. Na stopy przyjaciela naciąga tylko puchowe botki i skarpety, dodatkowo owija je pasami z pociętego nożem koca, a na koniec przywiązuje do nich raki i wzmacnia całość kawałkami znalezionego drutu. Jest 10.00, wychodzą, a raczej wyczołgują się ze schronu. Śnieg jest tak głęboki, że chwilami zapadają się po pas. Mimo to idą… Całą siłą woli rozpoczynają długi, męczący, najeżony pułapkami, wykańczający powrót do świata żywych.

***

A jednak coś zaczyna się dziać. Czy to efekt zainteresowania prasy? Doktor Dartigue się zastanawia. O pieszej akcji ratunkowej można myśleć tylko wtedy, gdy poprawią się warunki śniegowe, tutaj szamoniar­dzi są niewzruszeni, a więc musi upłynąć co najmniej czterdzieści osiem godzin. Skoro przewodnicy pójść nie chcą, może zrobią to wojskowi? Albo ci z Ensy? Doktor się waha. Czterdzieści osiem godzin? Jeśli ci chłopcy tam, w górze, mają jeszcze jakąkolwiek szansę na przeżycie, to teraz, potem będzie już za późno.

Jedyne rozwiązanie to użycie helikoptera, ale to też nie takie proste. teraz jest zbyt niebezpiecznie. to kwestia widoczności, pogody, mocy sil­nika i pułapu wysokości, jaki mogą osiągnąć dostępne maszyny. Dostępne, czyli wojskowe. Rankiem Dartigue kontaktuje się z prefekturą Górnej Sabaudii. Czy jest możliwy zwiad helikopterem? tak, możliwy! tylko potrzebny śmigłowiec, z wojska. O 18.00, po całym dniu wahania, doktor Dartigue oficjalnie zwraca się do EHM. Komendant Le Gall nie wdaje się w zbędne rozważania i dyskusje, trzeba działać. Oczywiście bierze pod uwagę tylko jedno rozwiązanie: akcję z powietrza. Na lotnisku Le Fayet stoją dwa helikoptery Sikorsky S­58 Francuskich Sił Powietrznych.

Kolejny telefon do centrum koordynacyjnego ratownictwa. Stamtąd czyjaś ręka wykręca następny numer. tym razem słuchawkę podnosi komendant Santini z wojskowej bazy powietrznej w Bourget­ du ­Lac. Słu­cha uważnie.

***

Bonatti toruje. Śnieg jest tak głęboki i sypki, chwilami trudno wyciągnąć z niego nogi. Prowizoryczne bandaże na stopach Ghesera już zdążyły prze­ moknąć. Ale to nic. Ważne, że Silvano jeszcze jako tako posuwa się o włas­nych siłach. Są już na przełęczy Dôme, tędy jednak nie przejdą. Śnieg po pas, świeży, niezwiązany. Walter robi krótki rekonesans i zawraca. Zejdą bezpośrednio do Courmayeur przez Dôme du Goûter i grań Bionnassay. Ale czy Silvano da radę schodzić tymi niebezpiecznymi, poprzecinanymi szczelinami stokami? Nagle terkot motoru? Helikopter?

Tak, słuch go nie myli. Bonatti patrzy w górę. Kogo szukają? Może ich? Ale nawet jeśli, to góry oblepia mgła, jak więc pilot mógłby wypatrzyć dwa małe ciemne punkciki w labiryncie lodowca Dôme? Od kilku godzin obaj rozpaczliwie bezskutecznie błądzą w poszukiwaniu bezpiecznego przejścia.

***

Za sterami helikoptera Sikorsky S­55 siedzi sierżant Pétetin, obok niego porucznik Dupret z bazy szkoleniowej 725 Bourget­du­Lac. to nie przy­ padek, że komendant Alexis Santini wybrał właśnie jego. Do takiej misji nie było lepszego kandydata. Od dwunastu lat w Saint­Gervais, Pétetin świetnie zna teren, ponadto to on rok wcześniej towarzyszył Santiniemu w testowaniu Sikorsky’ego na dużych wysokościach. Ich S­55H­19, lżejszy, ale mocniejszy niż standardowy model, skonstruowany dla amerykań­ skich marines, z powodzeniem dwukrotnie usiadł na Dôme du Goûter, co dobrze wróżyło na przyszłość.

Maszyna odrywa się od lądowiska. Kierunek: lotnisko w Passy­ Mont­ ­Blanc. Dwadzieścia minut później lądują obok znanego wszystkim samo­ lotu Auster 5. Wszyscy znają również jego pilota, Firmina Guirona, zwa­nego pilotem Mont Blanc, pioniera powietrznego ratownictwa górskiego w Alpach. Niedawno, razem z Louisem Piralym, odbył lot poszukiwaw­ czy w rejonie Goûter­tête Rousse. Przelecieli nad lodowcem Bionnassay, nad północną flanką Dôme du Goûter i zrobili koło wokół Aiguille. Z in­ formacji przyjaciół tych chłopców wynika, że to tamtędy powinni schodzić. I co? I nic. Nikogo nie dostrzegli, ale widoczność jest słaba. Czy Péteti­ nowi i Dupretowi uda się zdziałać więcej? to się okaże. Wsiadają do kabiny.

Nad Col du Midi helikopter zasnuwa gruba warstwa cumulusów. Wi­doczność nie przekracza 200 metrów, jednak Pétetin stara się nie spuszczać z oka obranego punktu odniesienia – skał Gros Rognon. Przelatuje między nimi i Mont Blanc du Tacul, po czym robi koło i zawraca w stronę przełęczy. Nic. Gdyby chłopcy gdzieś tu byli, przy lepszej widoczności może by ich zauważył. A tak… No i ten wiatr z południa nie zapowiada niczego dobrego.

Wracają. Dochodzi 14.00. Pogoda się pogarsza, nadciągają chmury.

Ale Pétetin nie daje za wygraną. Uparcie wyczekuje choćby niewielkiego przejaśnienia. No i jest! Od dziesięciu minut warunki pogodowe są znacznie lepsze. to co, lecimy jeszcze raz? Rzucilibyśmy okiem w okolicy schroniska Goûter i Vallota. Dołącza do nich szef przewodników, Piraly. Przez chwilę helikopter zawisa 1,5 nad ziemią, po czym pochyliwszy lekko nos, nabiera szybkości. Robi kilka kółek nad doliną i odlatuje w kierunku Dôme du Goûter. Wystarczy zaledwie parę minut, by znalazł się w okolicy schroniska. Piloci uważnie obserwują wszystko, co pojawia się w polu ich widzenia pod brzuchem maszyny: zaśnieżona grań, schronisko, jedno, potem drugie – Vallota, metalową puszkę uczepioną urwistych skał. O tam, tam! ta czarna kropka, tam ktoś jest! Nie, to kawałek skały. Żeby jeszcze wiedzieć, jak byli ubrani, byłoby łatwiej. Nikogo. Pétetin zatacza koło. Bierze kurs na Aiguille de Bionnassay, przelatuje nad przełęczą. Nic. Przelećmy jeszcze nad schroniskiem tête Rousse, proponuje Dupre­ towi. O tej porze roku schronisko jest opuszczone i nic nie wskazuje na czyjąkolwiek obecność. teraz lecą w stronę Nid d’Aigle. Wreszcie kogoś dostrzegają, ale to nie mogą być zaginieni: mężczyzn jest trzech i energicz­nie machają w stronę helikoptera. to niewątpliwie koledzy Vincendona i Henry’ego, którzy wyszli na rekonesans. Mieli zamiar wspiąć się na Aiguille du Goûter, by wyjść zaginionym naprzeciw, jednak na wysokości Nid d’Aigle musieli zawrócić: śnieg był za głęboki. I jeśli na widok heli­ koptera w ich sercach rozbłysła iskierka nadziei, szybko zgasła. Pétetin robi koło i zawraca ku nim, lecąc niżej: porucznik Dupret rozsuwa drzwi, krzyżuje ramiona i kręci głową. Przekaz jest jasny: żadnego znaku życia, wspinaczka w stronę schroniska Tête Rousse nie ma sensu.

O autorce

Elżbieta Sieradzińska to romanistka z zamiłowania i wykształcenia, tłumaczka z języka francuskiego, wieloletnia pracownica Miejskiej Biblioteki Publicznej w Mińsku Mazowieckim i jej dyrektorka w latach 2014–2020. Trekkerka zachwycona Nepalem i Himalajami. Na pewnym życiowym zakręcie spotkała Cesárię Évorę i muzykę Wysp Zielonego Przylądka. To dla nich zdradziła nie tylko góry, ale także Awinion i Prowansję. Autorka przekładów piosenek dla Sony-BMG na polskich wersjach płyt „Voz d’Amor” i „Rogamar”. Z serca i duszy muzyk, wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów w języku polskim, francuskim i kreolskim. Z zespołem Costanova nagrała promocyjną płytę „Voyage”, a obecnie przygotowuje drugą – „Miraże”.

Autorka artykułów poświęconych górom, muzyce i kulturze Wysp Zielonego Przylądka oraz przekładów książek głównie o tematyce górskiej i o historii chrześcijaństwa. W latach 2007–2012 oficjalna blogerka w serwisie internetowym poświęconym Afryce (www.afryka.org). Autorka pierwszego polskiego przewodnika po Wyspach Zielonego Przylądka. Wydała m.in. biografie: „Cesária Évora” i „Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt”. Prawa do ekranizacji tej ostatniej książki wykupił TVN. Obecnie pracuje nad biografią Josephine Baker. Członkini honorowa Stowarzyszenia Pisarzy Południowej Francji Le Félibrige. Odznaczona brązowym medalem „Zasłużony dla Kultury” Gloria Artis i – w uznaniu za zasługi w działalności na rzecz rozwoju kultury, Złotym Krzyżem Zasługi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *