Premiera spektaklu „Dzieci księży” na Scenie na Woli Teatru Dramatycznego w Warszawie zbiegła się z opublikowaniem w internecie filmu braci Sekielskich – „Tylko Nie Mów Nikomu”. To przypadek?
To prawda, ale nie było to w żaden sposób wykalkulowane ani usystematyzowane datami. Myślę, że temat dzieci księży cały czas krąży i jest na tyle gorący, że szukamy różnych form wypowiedzi, żeby podjąć dialog z widzami. To wspaniale, że robi to właśnie sztuka, bo polityka już nie wystarcza.
Wy również przywołujecie prawdziwe historie, konkretne przypadki księży.
Jak najbardziej, bo spektakl powstał na podstawie reportażu Marty Abramowicz – „Dzieci księży”. Większość historii, które pojawiają się w książce, są zawarte w spektaklu. Ideą, która mi przyświecała od początku jego realizacji, było zaadoptowanie tych prawdziwych historii na scenie, czyli w sytuacji interpretacyjnej. Najlepiej, gdy teatr jest blisko człowieka.
Jasno jednak powiedzmy, że w spektaklu nie ma problemu pedofilii w Kościele, który jest tematem filmu, ale jest ten dotyczący księży-ojców i ich dzieci.
Dokładnie tak. Ten temat wydaje się jeszcze ciekawszy, bo w ocenie opinii publicznej, również mediów jest na szarym końcu w hierarchii tematów związanych z instytucją Kościoła. Nadużycia seksualne powodują złość, natychmiastową reakcję i próbę natychmiastowego zadziałania w tej sprawie. Problem dzieci księży nie jest przez nikogo uznawany za pierwszorzędny temat, przez co cały czas był odkładany na dalszy plan.
Wydaje mi się, że za długo już żyjemy w tej zmowie milczenia. Fakty związane z pedofilią w Kościele są związane z wypływaniem nowych informacji, a to, że księża mają dzieci wiadomo co najmniej od kilkudziesięciu lat.
Zwłaszcza, że stron, które są w niego zaangażowane, a zarazem poszkodowane jest więcej.
Dużo więcej, ponieważ dotyka nie tylko potomstwa duchownych. Dotyczy ich rodzin, czyli rodziny rozbitej pozbawionej ojca, którego nie ma. Księdza, który nie pełni swojej funkcji w rodzinie. Matki, która jest w sytuacji odrzucenia, ale też społeczeństwa. Nie jest ono tutaj obojętne i pełni bardzo ważną funkcję. To ono w skandalizujący sposób mówi o kobiecie per „ladacznica”, a księdza, albo ukrywa, albo obraża mówiąc, że tylko seks mu w głowie.
Wspomniała Pani, że oprócz perspektyw dziecka i księdza, jest również ta trzecia – kobiety, matki.
Już na etapie powstawania reportażu, autorka miała trudność z dotarciem do dzieci księży, które chciałyby się wypowiedzieć. Sami księża także nie zgodzili się udzielić takich wywiadów. W książce są więc opowieści matek, które mają dziecko z księdzem albo dorosłych już dzieci, którzy byli w takiej sytuacji. Wydawało mi się bardzo ważne, aby włączyć te kobiety w opowieść, ponieważ wtedy zrozumiemy kontekst społeczny, skąd to dziecko wychodzi, jak ta sytuacja się zaczyna, gdzie ma swój początek. Dziecko jest tak naprawdę owocem związku. Przedstawione historie to przeważnie gorąca miłość, która nie mogła się zrealizować z przyczyn systemowych Kościoła.
Marta Abramowicz może nie dotarła do wielu dzieci, ale udało jej się pozyskać skrajne postawy, jak np. historię Tomasza, który czuje się bardzo zraniony, ponieważ ojciec się do niego nigdy nie przyznał. Dopiero testy genetyczne wykazały że jest prawowitym ojcem. Są też losy Miłki, dziewczyny, która kocha swojego ojca, bo starał się być z nią w każdej wolnej chwili, ale jednocześnie pozostał w strukturze Kościoła. Ta relacja córki i ojca nigdy nie mogła do końca się spełnić i cały czas pozostawała w takiej schizofrenii, jednocześnie bycia obecnym i zaprzeczaniu, że to jego córka.
Czy nie obawia się Pani, że niektórzy uznają wasz spektakl za atak na Kościół?
Zupełnie nie. Wiadomo, że instytucja Kościoła jest teraz w ważnym momencie, o którym dyskutujemy na różne sposoby. Myślę jednak, że nie może to przykryć bardzo intymnych, delikatnych historii, które opowiadają o trudnych życiowych decyzjach, o miłości, o zawodach, samotności, poczuciu wykluczenia, byciu obcym.
Kościół oczywiście się pojawia, bo bierze udział w życiorysie dzieci księży. Jest to bardzo złożona sytuacja, dlaczego ci mężczyźni po narodzinach dziecka nie rezygnują ze stanu duchownego. My o tym Kościele w pewien sposób dialogujemy, ale byliśmy w tej pracy bardzo uważni.