Bohaterka filmu – zakochana, poniżona, zdesperowana – prowadzi swoją ostatnią telefoniczną rozmowę z mężczyzną, który od niej odszedł. W mieszkaniu w towarzystwie spakowanych walizek kochanka i jego osieroconego psa, miotając się od wściekłości do smutku, trawi miłosną katastrofę. Sięga po pigułki, chwyta za siekierę, rozlewa benzynę.
Chciałaby zabić siebie, zniszczyć jego oraz zagrać rolę życia w dramacie zwanym rozstaniem. Zmienia kostiumy i maski, przymierza konwencje, błaga, krzyczy i szepcze: sprawdza, czy ta historia powinna skończyć się tragedią czy może jednak… happy endem?
Swinton w almodovarowskim mikrokosmosie
Nakręcony w czasie pandemii tytuł, luźno inspirowany sztuką Jeana Cocteau, to esencja almodovarowskiego świata, bo ten tekst Hiszpan wykorzystał już w „Kobietach na skraju załamania nerwowego” i „Prawie pożądania”. Zarówno muzyka, jak i elementy ekstrawaganckiej scenografii w nowym filmie pochodzą z poprzednich dzieł Almodóvara. Bo jego kino to namiętna miłosna opowieść, w której pierwszoplanową rolę grały niemal zawsze wyraziste, niezwykłe bohaterki. Swinton jest jedną z nich, ale zarazem przychodzi z innego świata. Wnosi do almodovarowskiego mikrokosmosu kobiecą niezależność i siłę przetrwania.
Kino Pedro Almodóvara niezmiennie czerpie z każdego rodzaju sztuki – od kostiumów największych projektantów, przez unikalne obrazy na ścianach, aż po jedyne w swoim rodzaju meble i perły użytkowego designu.