Ta umowa zrewolucjonizowała świat sportu i kultury. Film „Air” na ekranach kin
5 kwietnia, 2023
Historia o dojrzewaniu niezależnie od wieku. Film „Bezmiar” z Penélope Cruz w kinach
14 kwietnia, 2023

Pełen pokory, wzruszający pamiętnik. Książka „Love, Pamela” z wierszami autorki

„Moje marzenia często się spełniają – to przekleństwo i błogosławieństwo” – uważa Pamela Anderson (fot. mat. pras.)

W latach 90. jej wizerunek jako blond seksbomby był wszechobecny. Odkryta na trybunach podczas meczu futbolu kanadyjskiego, szybko stała się supergwiazdą, ulubioną dziewczyną z okładki „Playboya”, symbolem hollywoodzkiego przepychu i seksapilu. Pamela Anderson jaką znamy, powstała raczej wskutek zbiegu okoliczności niż szczegółowo zaplanowanej ścieżki kariery. Córka młodych, żywiołowych rodziców nie miała łatwego dzieciństwa, rozwinęła w sobie jednak głęboką miłość do natury i zapełniła swój świat odmieńcami, niewidzialnymi przyjaciółmi i rannymi zwierzętami. W końcu przezwyciężyła wrodzoną nieśmiałość i pozwoliła, by niespokojna wyobraźnia popchnęła ją do życia, o którym niewiele osób może pomarzyć – zamieszkała w rezydencji „Playboya” w Hollywood. W miarę, jak rosła jej popularność, wzmagało się także zainteresowanie tabloidów, a były to czasy, w których paparazzi bezlitośnie niszczyli wizerunek i poczucie własnej wartości. Młoda seksbomba z wdziękiem brnęła naprzód, znalazła schronienie w zamiłowaniu do sztuki i literatury, spełniała się jako oddana matka i aktywistka. Teraz – po pamiętnym występie w roli Roxie w „Chicago” na Broadwayu – wraca na wyspę swojego dzieciństwa i opowiada historię nieposkromionej wolnej kobiety, która z każdym krokiem odkrywa siebie na nowo. Napisana żywą prozą przeplataną wierszami autorski książka „Love, Pamela” przedstawia jej prawdziwą historię – dziewczyny z małego miasteczka, która zaplątała się we własne marzenia.

Z NASZEGO DOMU SKRADZIONO SEJF wielkości lodówki. W środku były ważne dokumenty, biżuteria, pamiątki. Kolekcja broni Tommy’ego. W tym czasie Tommy miał próby i nagrania z Mötley Crüe w naszym garażu, a w głównym budynku trwał re­mont.

Tommy postanowił wyjąć coś z sejfu, który był dobrze ukryty za wyłożoną dywanem ścianą w garażu. Ale kiedy odsunął dywan, okazało się, że sejfu nie ma. Całego sejfu! Przybiegł na górę i spytał: „Gdzie jest sejf?”. Z początku myśleliśmy, że to jakiś żart.

Szybko zorientowaliśmy się, że go skradziono i mógł zostać wy­wieziony w dowolnym momencie w okresie od trzech do sześciu miesięcy. Przez jakiś czas do niego nie zaglądaliśmy – od chwili, gdy go zainstalowaliśmy i ukryliśmy. Był tak ogromny, że musiała to być sprawka kogoś z zewnątrz. Zszokowało nas to. Próbowaliśmy sobie przypomnieć, co w nim przechowywaliśmy. Wiedziałam, że było tam bikini, w którym brałam ślub, kolekcja korków od szam­pana z wypisanymi na nich specjalnymi okazjami, zwój z wierszem Tommy’ego, który przeczytał mi na jednym z naszych ślubów. Tym, podczas którego jechał na koniu, mój rycerz w lśniącej zbroi. Mie­liśmy bardzo dużo ślubów.

Potem, co dziwne, dostaliśmy wiadomość od Boba Guccionego z „Penthouse’a”. Ostrzegł, że ma nagranie, na którym uprawiamy seks. Za prawa do niego zaoferował pięć milionów dolarów w go­tówce. Byliśmy w szoku i zastanawialiśmy się, czy to w ogóle moż­liwe – nie pamiętaliśmy, żebyśmy kręcili coś tak szalonego. Kazali­śmy mu się odpierdolić. I dodaliśmy, że chcemy odzyskać wszystkie taśmy, które ma u siebie.

Niewiele później po tej absurdalnej ofercie Tommy zobaczył coś w wiadomościach.

– Kurwa, no nie! – wykrzyknął.

– O co chodzi? – spytałam.

Kazał mi iść na górę – nie chciał, żebym to oglądała. Kiedy kilka minut później do mnie przyszedł, powiedział, że taśma trafiła do sprzedaży, a jakaś aktorka porno podszywa się pode mnie przed Tower Records i podpisuje kopie.

Później

dostaliśmy kasetę VHS

owiniętą brązowym papierem.

Za późno.

Nie obejrzałam jej,

nie zrobiłam tego do dziś.

Ale Tommy ją obejrzał. Powiedział, że połączono ze sobą wiele różnych filmików i że wyglądało to tak, jakbyśmy przez cały czas nagrywali siebie, uprawiając seks. Stwierdził, że to nie było nic aż tak złego – ale na pewno by mnie zraniło, i że bardzo mu przykro.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, w ogóle nie ogarniałam tego, co do mnie mówi.

Czułam się dziwnie,

płynna,

roztapiałam się…

Po raz kolejny opuszczałam własne ciało.

Potem spojrzałam na

swój rosnący brzuch…

Musiałam być silna,

po raz pierwszy

zdałam sobie sprawę,

że tym razem

nie mogłam zniknąć.

Musiałam być obecna.

Musiałam pozostać w swoim ciele.

Musiałam to poczuć

i znaleźć wyjście z tej sytuacji.

Kiedy już zrozumieliśmy, co się dzieje, próbowaliśmy zabloko­wać tandetną firmę rozprowadzającą film. Z pomocą przyszedł nam adwokat Ed Masry, który zwrócił się do nas, gdy tylko rozniosła się wieść o taśmie. Był równie zdegustowany jak my i uważał, że to ważna sprawa dotycząca prawa do prywatności.

Nie wpuszczono nas razem do pokoju przesłuchań; przepytywano nas osobno. Aby jak najbardziej nas skrzywdzić, kazano mi zezna­wać jako pierwszej. Byłam wtedy w siódmym miesiącu ciąży z Dy­lanem. Gdy wchodziłam do tego pomieszczenia, czułam się silna, ale się załamałam, kiedy zobaczyłam swoje nagie zdjęcia umiesz­czone za prawnikami siedzącymi po drugiej stronie stołu. To była okrutna taktyka, najwyraźniej zastosowana po to, by udowodnić, że publiczne pokazywanie się nago wcale mi nie przeszkadza. Jeden z prawników dosłownie pienił się z wściekłości, w kącikach jego ust zbierała się biała maź. W drugim końcu pomieszczenia czułam jego cuchnący oddech, tak bardzo się zdenerwował.

Próbowali mnie przekonać, że nie mam prawa do prywatności, bo występowałam w „Playboyu”. Potem padało jedno upadlające pytanie za drugim – o moje ciało, ulubione pozycje i preferencje seksualne, miejsca, w których uprawiałam seks – i sugerowano, że prawdopodobnie lubię zwracać na siebie uwagę. Zastanawiałam się, co to ma wspólnego z tym, że ktoś kradnie i sprzedaje naszą prywatną własność? Ed mnie poinstruował, że nie muszę odpowia­dać na te pytania, ale to wszystko wydawało się tak absurdalne, że trudno było mi trzymać język za zębami. Cały czas gładziłam swój brzuch, chciałam zachować spokój.

Przez wiele dni musiałam znosić nękanie ze strony prawników i tego łajdaka, nikczemnego dystrybutora taśmy, który siedział na drugim końcu stołu, taki żałosny i mały. Tymczasem Tommy chodził po korytarzu na zewnątrz i obgryzał paznokcie. W końcu trzeba było przenieść go do osobnego pokoju, żeby mieć pewność, że nie wpadnie na tych idiotów na korytarzu ani w łazience. Boże broń!

Robiłam, co mogłam, by zachować spokój, ale długie godziny i okropne rzeczy, które mówili, zebrały swoje żniwo. Byłam zestreso­wana, zraniona, upokorzona, smutna – w szoku, że ci dorośli męż­czyźni mieli o mnie tak złe zdanie. Przecież w ogóle mnie nie znali. Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzili? Czułam się półprzytomna – miałam w domu jedno małe dziecko, drugie było w drodze. Chcie­liśmy po prostu odzyskać spokój i cieszyć się naszą nową rodziną.

Po wszystkim Tommy przytulił mnie, pocałował w czoło i powie­dział: „Kochanie, nie mogą ci tego zrobić. Nie mogą tego zrobić nam. Nie pozwolę im na to. To koniec. Musimy odpuścić. Mamy siebie, musimy myśleć o dzieciach – to wszystko. Pieprzyć ich wszystkich”.

Instynktownie wiedzieliśmy, że teraz najważniejsze jest zdrowie i dobro naszego dziecka. Ed zrozumiał, kiedy powiedzieliśmy mu, żeby odpuścił, że nie poradzimy sobie z takim stresem, zwłaszcza ja. Tak bardzo martwiłam się, jak to wpłynie na Dylana – wiedzie­liśmy, że czuje wszystko to, co ja, i to było strasznie niesprawiedliwe wobec niego.

Szkoda została już wyrządzona.

Nasza odpowiedź –

pieprzyć ich.

Trzymaliśmy głowy wysoko.

Odpuściliśmy

i ruszyliśmy dalej

z Gracją i Godnością…

Nazwaliśmy to w skrócie „G i G” i powtarzaliśmy to sobie za każ­dym razem, gdy sytuacja wymykała się spod kontroli. Tommy był gwiazdą rocka i choć ta sytuacja bardzo go męczyła, to miała tylko ubarwić jego legendę. Nie żebym miała wygórowane ambi­cje i chciała zostać poważną aktorką, oboje wiedzieliśmy, że nie­uchronnie straciłam na to wszelkie szanse.

Mimo bólu zrobiliśmy to, co zapowiedzieliśmy – skupiliśmy się na rodzinie. Zniknęliśmy. Na pierwszej stronie zrobionego przeze mnie albumu do wklejania zdjęć widniał napis: „Wszyscy są do dupy, tylko nie my”. Tommy całował mój duży ciążowy brzuch, podczas gdy między nami spał Brandon. Obiecywaliśmy sobie, że damy radę przez to wszystko przejść. Z całego serca staraliśmy się po prostu iść naprzód. Dylan urodził się w grudniu tego samego roku; zdrowy, piękny, wspaniały chłopiec.

Skończyło się na tym, że ci ludzie zarobili setki milionów dolarów na połączeniu naszych domowych filmów. Znosiliśmy lata wstydu, prześladowania i stresu – nie wspominając o tym, co przeszły na­sze rodziny, rodzice, rodzeństwo, i jak to wpłynęło na nasze dzieci, kiedy były starsze i dokuczano im w szkole. „Playboy” to przy tym niewinna zabawa… ta sytuacja była dla wszystkich o wiele trud­niejsza. Jeszcze nigdy przez coś takiego nie przechodziłam. Nadal wszyscy bardzo cierpimy z tego powodu.

Ta taśma zniszczyła nam życie, począwszy od naszego związku – i to niewybaczalne, że do dziś ludzie uważają, że mogą czerpać ko­rzyści z tak strasznego wydarzenia. Nie mówiąc już o tym, że to było przestępstwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *