Czy zawsze można zaradzić złu?
– Nie zawsze – odpowiadał Władysław Bartoszewski. – Ale zawsze można złagodzić jego skutki. Sprawić, żeby mniej bolało. Nigdy nie wolno załamywać rąk.
***
Potrafił jednak żartować… Nie z Auschwitz, bo na to nawet byli więźniowie nigdy by sobie nie pozwolili, ale jakby obok i ponad.
Umiał długo pracować w nocy, ale nie lubił zrywać się o świcie. Kiedy więc dziennikarze dzwonili do Profesora z zaproszeniami do porannych audycji radiowych albo telewizyjnych, odpowiadał: – Proszę pani, proszę pana… O tej porze to ja nawet w Oświęcimiu nie wstawałem!
***
Trwają przygotowania do wizyty Helmuta Kohla w Polsce. Profesor przekonuje, że obowiązkowym punktem jest wizyta w Auschwitz. Jednak Kohl ociąga się z deklaracją, wreszcie oświadcza:
– Ale ja już tam byłem…
Profesor patrzy kanclerzowi Niemiec głęboko w oczy i zimnym tonem oświadcza:
– Ja też.
***
Autokar w drodze na uroczystości w byłym obozie koncentracyjnym Gross-Rosen na Dolnym Śląsku. Jadą oficjele, urzędnicy z różnych ministerstw i rządowych agend, działacze, byli więźniowie. Przez całą podróż Władysław Bartoszewski jak z rękawa sypie anegdotami, bawiąc towarzystwo. W pewnym momencie, opowiadając o latach spędzonych w stalinowskim więzieniu, przypomina sobie różne powiedzonka spod celi: „Rok – nie wyrok, a dwa lata – jak dla brata”. Albo: „Wiosna, zima, wiosna, zima – i już ni ma”.
Jeden z urzędników, o stażu sięgającym daleko, daleko w czasy realnego socjalizmu, klepie się rozbawiony po udach: No, no, panie profesorze… Że też pan coś takiego zapamiętał!
Profesor na to cierpko: Wsadziliście mnie na sześć lat, to się nauczyłem.