Nie ma u nas drugiego kompozytora, który odniósłby tyle sukcesów i pozostał taką tajemnicą. Autor „Żółtych kalendarzy” pomagał przeprowadzić w Polsce rockandrollową rewolucję. Stworzył muzykę do filmów Andrzeja Wajdy (m.in. „Człowieka z marmuru”) i Andrzeja Żuławskiego (m.in. „Na srebrnym globie”), a także do kultowych obrazów: „Wielki Szu”, „Akademia Pana Kleksa” i wielu innych. Był pionierem elektronicznego popu, w latach 90. otarł się nawet o muzykę chodnikową jako autor tekstu „Mydełka Fa”, co o mały włos nie doprowadziło do procesu z producentem mydła FA. A potem zniknął. – Andrzej ma bardzo wrażliwą duszę i pewnie dlatego skomponował tak wiele pięknych ballad, jak na przykład te, które ja śpiewam: „Do łezki łezka” czy „Łza na rzęsie”. Poza tym ma wyjątkowe poczucie humoru, co słychać w piosence „Kasa – sex” czy „Dziewczyna gangstera” – mówi o nim Maryla Rodowicz.
To Korzyński wymyślił także Franka Kimono, w którego wcielił się Piotr Fronczewski, i wyposażył go w hity, w tym w największy przebój: „King Bruce Lee karate mistrz”. – O Ludwigu van Beethovenie istnieje anegdota, która mówi, że wielki kompozytor był tak głuchy, iż wydawało mu się, że jest malarzem. Andrzej Korzyński słyszy dźwięki, które jeszcze się nie narodziły… Nie wiem, może powinien pójść do laryngologa? – zauważa Piotr Fronczewski.
(fot. Archiwum NInA)
W książce „Znam wszystkie wasze numery” po raz pierwszy opowiada o showbiznesie w barwnych czasach w PRL i tłumaczy dziennikarce Marii Szabłowskiej, dlaczego akurat jemu udało się stworzyć tak wiele niezapomnianych przebojów. – Proszę, żeby Państwo, czytając ten wywiad, nie denerwowali się, że tak mi się w życiu udało – w swój sposób zachęca do lektory autor.