Tytuł pliku ze wspomnieniami brzmiał: „Niech będzie zapisane”. Tytuł teczki zawierającej – poza tekstem – masę dokumentów, zeskanowanych zdjęć i biografii i rodzinnych brzmiał: „Było…” – pisze we wstępie Agnieszka Kołakowska.
„Nie były to notatki. Była to świetna, klarowna, płynna proza, wymagająca jedynie bardzo drobnej i powierzchownej redakcji. Odszukałam oryginały dokumentów i zdjęć, zeskanowałam inne, które znalazłam w różnych teczkach, w szafach, szafkach, szufladach i biurkach, po czym pozostało tylko wszystko ułożyć, tu i ówdzie coś dopełnić lub poprawić, tu i ówdzie bardzo leciutko doszlifować, dodać kilka przypisów” – pisze córka Tamary i Leszka Kołakowskich.
Fragment książki
„Kończył się sierpień 1939 roku. Zabrano mnie z letniska do Łodzi i chyba nazajutrz odbyła się w domu narada rodzinna. Irka, moja o rok starsza siostra stryjeczna, i ja, wówczas prawie jedenastoletnia, grałyśmy w monopol na dywanie w gabinecie mego ojca. A w stołowym nasi rodzice i warszawski wujek Aronczyk radzili.
Ustalili, że ponieważ będzie wojna, kobiety z dziećmi, czyli nasze mamy z nami, mają wyjechać natychmiast na Kresy Wschodnie i tam bezpiecznie przeczekać. Uznali widocznie, że wojna tak daleko nie dojdzie i potrwa krótko. Nigdy nie zrozumiałam, dlaczego wobec tego mama zabrała futra i srebro stołowe”.