Pasjonujący thriller o tematyce naukowej. „Naturalistę” czyta się jednym tchem
30 grudnia, 2018
Gra słów i niedopowiedzeń. „Osiem białych nocy” oczaruje albo odrzuci
1 stycznia, 2019

„Mój patriotyzm nie jest na klapie”. Krzysztof Tyniec w stulecie niepodległości

Krzysztof Tyniec w roli Ignacego Jana Paderewskiego w Teatrze Ateneum (fot. Bartek Warzecha)

Największym pragnieniem Ignacego Jana Paderewskiego było to, by Polska powróciła na mapę Europy. To marzenie pianisty, ale i skutecznego dyplomaty spełniło się w 1918 roku. W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości jego postać przypomina warszawski Teatr Ateneum, spektaklem „Fantazja polska”. – To przedstawienie Paderewskiego i jego żony w codziennym dniu, pozbawionego patosu i afiszowego patriotyzmu. Takiego go nie znamy – zauważa Krzysztof Tyniec, odtwórca głównej roli. Aktor mówi nam, czym dla niego jest patriotyzm, kogo zabrakło na obchodach 11 listopada oraz co ma wspólnego z Paderewskim.

Bardzo często mówi się teraz o modzie na patriotyzm. Co to słowo oznacza dla Pana?

To jest coś, co tkwi w sercu każdego z nas i tak naprawdę każdy odczuwa go na swój sposób. Mój patriotyzm nie jest na klapie, on jest głęboko pod klapą, pod koszulą, w moim sercu. Wiążą się z nim chwile, które powodują, że jesteśmy wzruszeni, zamyśleni, zadumani. Nieważne, czy sami, czy z przyjaciółmi oraz osobami, które kochamy, ale na pewno z krajem, w którym wzrastaliśmy, jesteśmy i będziemy.

Często spotykam się z naszymi Rodakami za granicą i proszę mi wierzyć, że chociaż mieszkają daleko od lat, to ich serca biją pod szerokością geograficzną Ojczyzny. Bardzo wielu tych Polaków serca ma nadal tutaj, w Polsce.

(fot. pixabay.com)

Czyli taki patriotyzm nie tylko na pokaz, od święta?

Nie chciałbym nikogo obrazić, ale taki szyld, że „jestem patriotą” to nie dla mnie. Myślę, że patriotyzm to rodzaj empatii do tradycji i historii swojego kraju, a także empatii do współobywateli, nie tylko Polaków, ale do wszystkich gości, którzy są w Polsce. Jesteśmy z natury gościnni i nie mówmy tylko, że jesteśmy, ale bądźmy tacy. Patriotyzm mniej w słowie, a bardziej w czynie.

W roku 100-lecia odzyskania niepodległości pojawiły się problemy z tym, jak obchodzić tę rocznicę. Jak Pana zdaniem najlepiej powinno się świętować?

Wie Pan, kogo zabrakło na obchodach stulecia w 2018 roku? Człowieka formatu Ignacego Jana Paderewskiego. Zmierzam do tego, że takich ludzi, wielkich artystów trzeba wielbić i dbać o nich. Nie pojawił się w 2018 roku organizator takiego formatu, szkoda. Wiem jednak, że mimo wszystko, ludzie sami się zorganizowali.

Marsz Niepodległości 11 listopada 2018 roku (fot. wikipedia.org)

Spektakl „Fantazja polska” w Teatrze Ateneum, w którym gra Pan główną rolę, wpisuje się w obchody 100-lecia niepodległości. To dobry sposób, by poprzez sztukę przypomnieć postać Paderewskiego?

Tak, zwłaszcza że to, co proponuje reżyser Andrzej Strzelecki, to przedstawienie Paderewskiego i jego żony w takim codziennym dniu, pozbawionego patosu i afiszowego patriotyzmu. Takiego go nie znamy. Widzimy ich od kuchni, zaglądamy jakby przez dziurkę od klucza widząc to, co się działo w apartamencie prezydenckim hotelu w Nowym Jorku. Oczywiście w kapciach i piżamie, Paderewski nadal mówi o wielkich rzeczach, swoich pragnieniach, a największym było to, by Polska powróciła na mapę Europy.

To się udało w 1918 roku, dzięki jego ogromnym staraniom, ale również fenomenalnemu splotowi okoliczności, że akurat był w Ameryce, że spotkał takiego człowieka jak pułkownik House, który był nieoficjalnym doradcą prezydenta Wilsona. Ta sztuka dotyka nie tylko niepodległości Polski, ale staje się pewnym uniwersum, ponieważ mówi o okropieństwach wojny. Może nie wszyscy uświadamiają sobie w pełni najważniejszą funkcję Unii Europejskiej, która powstała po to, żeby nie było wojen w Europie. Kto o tym zapomina, powinien sobie przypomnieć.

(fot. Bartek Warzecha)

Za życia popularnością Paderewski dorównywał dzisiejszym światowym gwiazdom muzyki pop. Dlaczego tak niewielu współczesnych o tym pamięta?

Sięgam pamięcią do mojej edukacji w szkole podstawowej i nie przypominam sobie, żeby ktoś dużo mówił o Paderewskim. Było więcej o Kościuszce czy Pułaskim. Teraz z okazji rocznicy wszyscy sobie o nim przypomnieli. Śmiem twierdzić, że 99 procent Polaków nadal nie wie, kto to był pułkownik House, który bardzo przyczynił się do naszej niepodległości. Był wielkim przyjacielem Paderewskiego i orędownikiem tego, by Polska powróciła na mapę Europy.

Mówimy więc tutaj o pewnych zapomnianych postaciach, a sam Paderewski wyrasta na postać okolicznościową. Szkoda, bo należałoby o nim przypominać częściej, ale lepiej w ogóle niż wcale.

Krzysztof Tyniec na scenie wspólnie z Ewą Telegą (fot. Bartek Warzecha)

Jest on znany z bycia pianistą, ale sam podobno odczuwał niechęć do grania?

Tak i nawet w jednej scenie mówię jako Paderewski, że „wiedziałem, że nie lubię grać na fortepianie, ale nie wiedziałem, że aż tak”. On był świetnym mówcą i wolał przemawiać niż grać, bo wtedy słuchały go tysiące, a jak grał tylko setki, ponieważ nie było aż tak wielkich sal. Myślę, że było w tym trochę kokieterii człowieka wielkiego formatu, który był zmęczony wielką popularnością.

Jak na owe czasy, Paderewski zarabiał ogromne pieniądze, a bilet na jego koncert kosztował 600 dolarów. Był więc bardzo zamożny, ale umiał się dzielić z Rodakami, choćby poprzez założony przez siebie Polski Centralny Komitet Ratunkowy. Wielki artysta i wielki człowiek. Nigdy nie spotkałem się, żeby ktoś mu zarzucił, że był zarozumiały, zwyczajnie nie „gwiazdorzył”. Zdarzają się tacy ludzie w szeroko pojętej sztuce, którzy nie robią kariery, a ona robi się sama.

Krzysztof Tyniec z Marzeną Trybałą jako Heleną Paderewską (fot. Bartek Warzecha)

Otaczał się też kobietami, które poznajemy w spektaklu. Jaki miały wpływ na jego życie?

Odnoszę wrażenie, że żona matkowała Paderewskiemu, próbowała robić za jego menadżera, taką opiekunkę. Myślę, że taki jej stosunek bardzo mu odpowiadał. Wielcy artyści trochę mniej zajmują się dniem codziennym i lubią, jak ktoś poprawia im krawat, dba, żeby buty były wyczyszczone i nie spóźnił się na spotkanie z tym, z kim ma się spotkać. Taką właśnie funkcję pełniła pani Paderewska.

Z kolei w wyższych sferach miała opinię kobiety obciachowej, nie pasującej do męża. Ukazywały się nawet różne żarty na jej temat. Sam Ignacy Paderewski zawsze odnosił się do niej z uczuciem i dużą wyrozumiałością.

(fot. Bartek Warzecha)

Czy Paderewski, a tym samym Pan gra w spektaklu na fortepianie?

Za kulisami jest fortepian, na którym sobie gram. (śmiech) Żartuję oczywiście, ponieważ nie jestem pianistą. Nie gram, ale na początku, w trakcie i na końcu sztuki prezentowany jest obszerny fragment kompozycji Paderewskiego, czyli tytułowej „Fantazji polskiej”.

Czy wcielając się w postać Paderewskiego, dowiedział się Pan czegoś o sobie, może odkrył jakieś podobieństwo do artysty?

Nie, jedyne podobieństwo to, że uprawiamy zawody artystyczne. Paderewski był fenomenalnym wirtuozem, a ja o sobie nie mogę tego powiedzieć, nawet jeżeli chodzi o aktorstwo. Jeżeli ktoś by mnie tak nazwał, to podejrzewam, że by przesadził. Dzban mej próżności byłby z pewnością wypełniony po brzegi. (śmiech) Nawet nie próbuję się mierzyć z Paderewskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *