To jeden z najwybitniejszych i najbardziej charakterystycznych polskich twórców współczesnych. Władysław Hasior, jak sam twierdził, „nigdy nie chorował na nowoczesność”. Prowokujący indywidualista, przyrównywany do Roberta Rauschenberga i Andy’ego Warhola i uznawany za prekursora polskiego pop-artu. Gdy analizuje się jego dorobek, uderza jego wszechstronność, choć artysta przede wszystkim znany jest jako twórca asamblaży. Traktował je jako trening wyobraźni swojej i odbiorców. Przestrzeń była dla niego inspiracją w tworzeniu, ale zdarzało mu się z nią igrać. Rzeźby Hasiora nigdy nie były statycznymi monumentami, angażowały nie tylko wzrok, ale także słuch, a przede wszystkim emocje. Ogień był dla artysty równoprawnym materiałem rzeźbiarskim, podobnie jak wysłużone przedmioty codziennego użytku, które wynosił do rangi sztuki. Zamiast kararyjskiego marmuru robił sztukę z tego, co znalazł na złomowisku. W swojej technice montażu przedmiotów gotowych osiągał surrealne efekty, wzmacniane nierzadko ironicznie wymyślonymi tytułami. Ekspozycję jego prac można oglądać do 8 marca 2020 roku w Galerii Opera w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.
Urodził się w Nowym Sączu, studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, wystawiał swoje prace w liczących się ośrodkach europejskich, m.in. w Centre Georges Pompidou w Paryżu, Konsthall w Södertälje, Museum Louisiana w Humlebaek pod Kopenhagą, Instytucie Polskim w Londynie, ale przez zdecydowaną większość swojego życia związany był z Zakopanem. To właśnie to miasto miało aurę, której potrzebował Hasior, by w nieskrępowany sposób podążać za swoim fenomenalnym instynktem twórczym.
Jego pracownia była przestrzenią jego najpełniejszej egzystencji, mikroświatem mieszczącym całą galaktykę jego wyobraźni, jakby zawieszona poza czasem i przestrzenią, a jednocześnie w bardzo istotny sposób zakorzeniona w lokalnej tradycji. Była dla każdego odwiedzającego tajemniczym wehikułem wynoszącym bez pytania w rejony największej swobody twórcy, najczystszej abstrakcji i największego konkretu wyrazowego.