Legendarny piłkarz, a obecnie szef PZPN. „Zibi”, czyli biografia Zbigniewa Bońka
30 czerwca, 2020
Prawdziwa historia człowieka, który zdradził włoską mafię. Film „Zdrajca” w kinach
3 lipca, 2020

„Zosia z Wołynia”. Prawdziwa historia dziewczynki, która ocaliła żydowskie dziecko

„Zosia z Wołynia” to rozmowa dziennikarza Mateusza Madejskiego z jego babcią (fot. mat. pras.)

To prawdziwa historia Zofii i rodziny Roztropowiczów, którzy uratowali życie dwuletniej Ince żydowskiej dziewczynce, którą skazano na głodową śmierć w ciemnej komórce. Pełną trudnych wspomnień rozmowę ze swoją babcią, o tym jak uratowała dziecko, przeżyła pogromy na Wołyniu i uciekła z transportu do Auschwitz prowadzi Mateusz Madejski. Dziennikarz opublikował ją w książce „Zosia z Wołynia”, w której odkrywa przed czytelnikami, jak wiele tajemnic i tragicznych wydarzeń skrywa historia większości polskich rodzin.

Zosia jest sama w cudzym mieszkaniu. Na zewnątrz świat wali się w gruzy. Pobliskie wioski są palone przez bandy UPA. Niemcy mordują Polaków i Żydów. Armia Hitlera zdaje się niezwyciężona. A Zosia jest sama. Ale czy na pewno?

„Odkryłam konające dziecko, żywą istotę… To była dziewczynka, blondyneczka, nieprawdopodobnie wygłodzona – sama skóra i kości. Dosłownie. Widać było, że czeka na śmierć. Absolutnie przestraszona. Ale nawet nie to zrobiło na mnie największe wrażenie, a jej oczy. Piękne, błękitne, proszące, błagające…”

„Byłam na jednym pogrzebie – w naszym sąsiedztwie zamordowano rodzinę, dwoje dzieci i rodziców. Brat nas wtedy zawiózł na ten pogrzeb. Widok ich wszystkich w grobie naprawdę mną wstrząsnął, to było coś okropnego. To były naprawdę przerażające odgłosy. Byłam wtedy w ogrodzie, z siostrą i bratem, ale tata był w domu. Najbardziej na widoku stał nasz stryjek. Wtedy sąsiad – Ukrainiec machnął mu ręką, żeby się schował. A że było u nas takie wysokie żyto, to on właśnie w nim się schował. My również. Dzięki temu Ukraińcowi stryjek przeżył, choć i tak został ranny. A ja nie wiedziałam, czy mój tata przeżył. Byłam autentycznie przerażona, ale doczołgałam się do domu i zobaczyłam tatę. Na szczęście był cały i zdrowy.

Właśnie to pytanie sobie wtedy zadaliśmy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że trzeba uciekać, że już naprawdę żarty się skończyły i następnym razem jak nas podpalą, to tego nie przeżyjemy. No i nie mieliśmy gdzie mieszkać. Z tego nowego domu niewiele zostało. Uciekliśmy do Radziwiłłowa, najbliższego większego miasteczka, o którym zresztą już wspominałam. Było to właściwie jedyne miejsce, do którego można było uciec. Po wsiach grasowały oddziały banderowców, ale większe miasteczka to nie było już ich terytorium, więc tam raczej nie wchodzili. Na szczęście szybko dostaliśmy mieszkanie. A właściwie to tylko pokój w mieszkaniu, bo były tam jeszcze dwie rodziny, mieliśmy z nimi wspólną łazienkę. Musieliśmy się tam jakoś zmieścić. I ułożyć życie na nowo. Był wtedy mroźny początek 1943 roku. I właśnie wtedy moje życie skrzyżowało się z historią pewnej żydowskiej dziewczynki.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *