Nie tylko „Despacito”. Luis Fonsi bez tajemnic
31 grudnia, 2017
„Tak musi wyglądać piekło”. Relacja więźniarki z Auschwitz
27 stycznia, 2018

Zmasakrowali i wrzucili ich w ogień. Działalność UPA tłem powieści

Działalność UPA i atak na Cisną tłem historycznym powieści „Góry umarłych”

Rzeź wołyńska, konflikt w Bieszczadach czy pacyfikacja Warszawy. Te wydarzenia z czasów II wojny światowej do dzisiaj kładą się cieniem na relacjach polsko-ukraińskich. – Wciąż trudno o szczerą i merytoryczną dyskusję bez złych emocji, resentymentów i podejrzliwości – mówi prawnik i pisarz Tomasz Hildebrandt. Walki z UPA, a zwłaszcza zbrodnię dokonaną 72 lata temu w Cisnej w Bieszczadach uczynił on tłem historycznym dla swojej najnowszej powieści „Góry umarłych”.

Ta malowniczo położona w dolinie Solinki miejscowość, która już przed wojną zyskała status uzdrowiska i miejsca wypoczynku, skrywa niejedną tragiczną i bolesną historię. – Nawet jeśli zapominają ludzie, to nie zapomina ziemia, w której leżą szczątki pomordowanych – podkreśla pisarz. A tych w wyniku bestialskiego ataku UPA było łącznie 13 osób. Cisna po tym wydarzeniu już nigdy nie była tym samym miejscem.

Pierwsza sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii pojawiła się w tej okolicy już latem 1944 roku. Wtedy to do lasu wyprowadzono dwóch gospodarzy podejrzanych o niechętny stosunek do Ukraińców. Ślad po nich zaginął do chwili, gdy po pewnym czasie odnaleziono ich zmasakrowane zwłoki. To był sygnał ostrzegawczy wysłany do mieszkańców, żeby się mieli na baczności. W celu poprawy ich bezpieczeństwa ustawiono nawet posterunek milicji, w której służyli partyzanci doświadczeni w walkach z UPA.

„Konfliktu w powojennym chaosie nie dało się uniknąć”

Na nic to się zdało, a oficjalny koniec II wojny światowej wcale nie oznaczał końca strachu dla polskiej ludności z podkarpackich wiosek. Zresztą od początku 1945 roku tereny, na których leżała Cisna były kontrolowane przez Ukraińców. 24 lipca miał tam miejsce pierwszy atak UPA, kiedy to w niejasnych okolicznościach wyleciał w powietrze wspomniany posterunek MO. Zginęło wówczas sześciu funkcjonariuszy milicji. By móc odpierać ewentualne kolejne ataki ze strony Ukraińców, zbudowano umocniony punkt oporu.

Tomasz Hildebrandt pytany o to, co było przyczyną tych zachowań o charakterze zbrojnym i czy można było im zapobiec odpowiada, że „konfliktu w powojennym chaosie nie dało się uniknąć”. – Ukraińcy walczyli o niepodległość, uznając Bieszczady za swoje ziemie. Żołnierze UPA, podobnie jak tzw. Wyklęci walczyli przeciwko komunizmowi i często nie mieli innego wyjścia. Walka była dla nich jedyną alternatywą lub sposobem na życie, czy chwalebną śmierć – zauważa pisarz.

Zginęły dwie czteroosobowe rodziny

11 stycznia 1946 roku miał miejsce najtragiczniejszy w skutkach atak, które dokonały sotnia „Bira” i dwie czoty z sotni „Chrina”. Banderowcy najpierw podpalili szkołę i urząd gminy Cisna, a następnie dwór oraz osiem polskich gospodarstw. W jednym z nich żywcem spłonęła czteroosobowa rodzina Macieszków: matka oraz jej dzieci: 19-letnia Ania, 16-letnia Jadzia oraz 10-letni Zbyszek. W kolejnym domu w wyniku wybuchu wrzuconego granatu zginęła kolejna rodzina Jędrzejczaków: matka i trójka dzieci, z których najstarsze miało 10 lat.

UPA w bestialski sposób zamordowała również trzech przedwojennych policjantów, masakrując ich ciała, a następnie wrzucając w ogień. Zginęła również żona jednego z nich oraz milicjant przebywający w swoim domu. Nie obyło się również od grabieży podpalonych gospodarstw, a także prób zdobycia posterunku MO, którego broniło dziewięciu milicjantów i kilkunastu członków straży wiejskiej.

– Armia Ludowa była źle przygotowana, niedozbrojona, a jej skuteczność fatalna. Podejmowano katastrofalne decyzje, nie ochraniając strategicznych pozycji – zauważa autor „Gór umarłych”.

Oddziały UPA wycofały się ponosząc straty

W obronie posterunku dużą rolę odegrały miny, które obrońcy detonowali za pomocą rozciągniętych drutów. Szturmy UPA ponawiane były przez całą noc z 11 na 12 stycznia, aż rankiem po 10 godzinach walki banderowcy wycofali się do lasu, ponosząc straty w liczbie 27 zabitych. Odstępując od oblężenia nie wiedzieli, że załodze punktu oporu skończyła się amunicja, a posiłki z Baligrodu nie nadejdą. Mogli więc utrzymać posterunek jeszcze przez godzinę lub dwie.

W związku z tym 12 stycznia milicjanci opuścili swoje stanowiska, które następnej nocy nie napotkawszy oporu zajęli banderowcy. Spalili oni posterunek i zniszczyli umocnienia. W miejscu walk na wzgórzu Betlejemka, zwanym również Kamionką znajduje się dziś pomnik upamiętniający ofiary napaści. Wokół niego zrekonstruowano również drewniano-ziemne umocnienia, w których polska załoga Cisnej odpierała ataki Ukraińców.

Wątek walk z UPA mało znany

Gdy do Cisnej wysłano grupę bojową samodzielnego pododdziału Wojska Ochrony Pogranicza 37. Komendy Odcinka Baligród, sądzono że grupa pokona sotnie UPA, a tymczasem poniosła klęskę w rejonie wsi Jabłonki, tracąc szeregowych Jana Walawko i Bernarda Rytubę. Dopiero grupa bojowa 8. Dywizji Piechoty odbiła miejscowość. Wówczas rozlokowano tam dwie strażnice, które przystąpiły do odbudowy dróg, mostów i linii telefonicznej. Pomimo kolejnego ataku 9 kwietnia, udało im się skutecznie bronić do nadejścia w końcu odsieczy z Baligrodu. Po wysiedleniach ludności ukraińskiej w ramach akcji „Wisła” w Cisnej pozostało 30 polskich rodzin.

Wątek walk między sotniami UPA i Armią Ludową w okresie powojennym, w tym atak na Cisnę został wykorzystany w książce „Góry umarłych”. Tomasz Hildebrandt uważa ten konflikt za inspirujący, a mimo to w niewielkim stopniu wykorzystany przez kulturę popularną, przez co mało obecnym w świadomości współczesnych. – Należy na te tematy pisać i to jak najwięcej, najlepiej z dystansem, żeby gasić emocje, a nie je rozniecać. Powieści popularne nadają się do tej roli lepiej niż media goniące za tanią sensacją lub zbijające kapitał na strachu partie polityczne – podkreśla pisarz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *