Był synem Francuza i Niemki. Zafascynowany ideologią Wielkich Niemiec, pozazdrościł rówieśnikom, którzy w mundurach Hitlerjugend sposobili się do wojny. W 1942 roku, jako kilkunastolatek Guy Sajer sam zaciągnął się do Wehrmachtu. Początkowo służył w jednostce transportowej, a później zgłosił się na ochotnika do Dywizji „Gross Deutschland”. Wyruszył na front wschodni i przeszedł wraz z nią szlak od Kurska po Charków. Brał udział w krwawych walkach o Biełgorod, wreszcie trafił do Prus Wschodnich, gdzie wojsko próbowało organizować ewakuację ludności cywilnej. Marzył o przygodzie, lecz musiał desperacko walczyć o przetrwanie.
W końcu znalazł się w Niemczech, tam został aresztowany przez Brytyjczyków. Można powiedzieć, że wojna zakończyła się dla niego pomyślnie: został zwolniony z poleceniem „Wracaj do siebie i zapomnij”. Okazało się to jednak niełatwe. Sajer był przekonany, że walczy o słuszną sprawę, że broni innych przed komunistami, a tymczasem po wojnie dawano mu do zrozumienia, że nie walczył o nic albo raczej, że walczył o cele, które potępia zbiorowe sumienie. On sam tego nie rozumiał.
Poraża ładunkiem grozy i naturalizmu
W 1952 roku, podczas choroby, zaczął spisywać swe wspomnienia, po części po to, by uporać się z historią. Jego wspomnienia są wyjątkowe, ponieważ to zapis wydarzeń oglądanych oczyma siedemnastoletniego młodzieńca, który przeżywać musi to, co wielu dojrzałym mężczyznom niełatwo byłoby znieść. Ta jedyna w swoim rodzaju opowieść o wojnie nawet dzisiaj poraża ładunkiem grozy i naturalizmu: plastyczne opisy walk i ich skutków, straszliwych ostrzałów artyleryjskich z „organów Stalina”, mrozów i głodu podczas rosyjskiej zimy, chaosu i przerażenia żołnierzy z pierwszej linii, często pozostawianych samym sobie.
Sajer jako niezmiernie wrażliwy obserwator ma niespotykany dar opisywania wydarzeń, sytuacji i stanów ludzkiego ducha z ogromną ekspresją. Jego relacja jest tak żywa i autentyczna, że wręcz współodczuwa się z nim cały wojenny koszmar. „Zbyt wielu ludzi zapoznaje się z wojną tak, że ich to nie drażni. Grzejąc tyłek w miękkim fotelu albo leżąc w łóżku, spokojnie czytają historię Verdun czy Stalingradu, niewiele z tego rozumiejąc, by nazajutrz powrócić do swoich spraw… Nie! Te książki trzeba czytać w niewygodzie, na siłę; uważając, że ma się szczęście, bo nie musi się pisać do rodziny, siedząc tyłkiem w błocie na dnie transzei. Trzeba je czytać w najtrudniejszych sytuacjach, kiedy nic się nie udaje, ażeby uzmysłowić sobie, że kłopoty w czasie pokoju to jedynie błahostki, za które niepotrzebnie płacimy siwymi włosami” – pisze Guy Sajer.
Zagraniczna krytyka zachwycona
„Niewiele książek może się równać z tą pod względem siły uczuć, głębi autoanalizy czy ekspresji opisów walk. To wyjątkowe wspomnienia, trzeba je przeczytać” – zauważa „Library Journal”. Z kolei „Chicago Sun-Times” zwraca uwagę na „uniwersalny język i uniwersalna, zdawałoby się, narodowość. Autor jest po prostu człowiekiem”.
„Sajer mówi otwarcie o swoich motywach, które skłoniły go do podzielenia się z nami swoją historią: «Do tego ogranicza się właściwie moje zadanie – przekazać z jak największą siłą wyrazu krzyki dochodzące z rzeźni». Niewątpliwie mu się to udało. Książka ta pozostaje ponadczasowa, bo niesamowicie wnikliwie opisuje psychikę żołnierza podczas wojny” – podkreśla „Military Review”.