Nuri i Afra mieszkają w Aleppo. Ich dom pachnie jaśminem, miodem i kardamonem, rozbrzmiewa śmiechem dziecka oraz brzęczeniem pszczół w ulach rozstawionych w ogrodzie. Przychodzi jednak dzień, gdy woń popiołu zasnuwa miasto, a małżonków dotyka niewyobrażalna tragedia. Muszą opuścić Syrię. Nocna ucieczka z miasta obstawionego przez snajperów to zaledwie początek odysei przez lądy i morza, zamknięte granice, kolczaste druty, bezduszne procedury, nieuczciwość przemytników, własną rozpacz, niepewność.
Kuzyn, który uczył Nuriego pszczelarstwa, dotarł do Wielkiej Brytanii. „Gdzie są pszczoły, tam są kwiaty, a gdzie są kwiaty, jest nowe życie i nadzieja” – pisze w mejlu, powiadamiając, że znalazł pracę w pasiece. Czy Nuri i Afra dołączą do niego? Czy w tej podróży odnajdą samych siebie, rozdzielonych przez żałobę, utratę i grozę drogi, którą przeszli razem, a jakby osobno?
Fragment powieści
„W ogrodzie miałem cztery ule, ustawione jeden na drugim, ale reszta stała na polu, na obrzeżach wschodniego Aleppo. Nie lubiłem być z dala od pszczół. Budziłem się wcześnie, jeszcze przed świtem, zanim rozległo się wezwanie muezina do modlitwy. Wsiadałem do samochodu, pokonywałem pięćdziesiąt kilometrów i przyjeżdżałem do pasieki akurat na wschód słońca, kiedy pola zalewało światło, a brzęczenie owadów z uli układało się w jeden czysty ton. Pszczoły były idealnym społeczeństwem, małym rajem pośród chaosu. Robotnice wyprawiały się daleko w poszukiwaniu pożywienia, zapuszczały się aż na skraj pól. Zbierały nektar z kwiatów drzew cytrynowych i koniczyny, czarnuszki i anyżu, eukaliptusa, bawełny, głogu i wrzosu. Dbałem o pszczoły, pilnowałem, by były zdrowe, sprawdzałem, czy w ulach nie zalęgły się szkodniki. Czasem budowałem nowe ule, dzieliłem kolonie albo hodowałem królowe —brałem larwy z innej kolonii i patrzyłem, jak robotnice karmią je mleczkiem pszczelim. Później, w porze miodobrania, zaglądałem do uli, żeby zobaczyć, ile miodu wyprodukowały moje podopieczne, a potem wkładałem plastry do miodarki, wirowałem i usuwałem zasklep, aby zebrać spod spodu złocisty płyn. Miałem chronić pszczoły, tak by były zdrowe i silne, i mogły wypełniać swoje zadanie — wytwarzać miód i zapylać rośliny, żeby utrzymać nas przy życiu.
…. Którejś nocy, późnym latem, wandale zniszczyli ule. Podłożyli ogień i zanim rano dotarliśmy do pasiek, zdążyły spalić się na węgiel. Pszczoły zginęły, pole było czarne. Nigdy nie zapomnę tej ciszy, głębokiej, nieskończonej. Bez chmar pszczół unoszących się nad uprawami mieliśmy przed sobą bezruch światła i nieba. W tamtej chwili, kiedy stałem na skraju pola, a promienie słońca padały ukośnie na zniszczone ule, doświadczyłem poczucia pustki, cichej nicości, która wnikała we mnie z każdym oddechem.
O autorce i recenzje z zagranicy
Christy Lefteri to angielska pisarka, która urodziła się w Londynie w rodzinie cypryjskich imigrantów. Jest doktorem nauk humanistycznych i prowadzi zajęcia z creative writing na londyńskim Brunel University.
– Odważna i prowokująca historia, o uniwersalnym znaczeniu. Nie da się o niej zapomnieć – podkreśla Heather Morris, autorka powieści „Tatuażysta z Auschwitz”. „Opowieść o utracie, miłości, determinacji, aby przetrwać, i nadziei. (…) Nie sposób nie ulec temu wołaniu o człowieczeństwo, nie sposób pozostać obojętnym” – napisał dziennik „Guardian”. Z kolei „Herald Scotland” uważa, że to „książka o wielkiej doniosłości. Nie mogła pojawić się w bardziej sposobnym momencie. Podziwiajmy ją jako studium charakteru, pełne współczucia i do głębi prawdziwe”. „Przepięknie napisana, przejmująca powieść o tym, co w nas najlepsze, i co najgorsze” – podkreśla „The Sun”, a „The Lady” podsumowuje, że „sugestywna, nie dająca się zapomnieć, liryczna proza”.