Chopin, Scheffer, Delacroix, Sand w Warszawie. Wystawa „Życie romantyczne”
26 czerwca, 2025
Jak to jest na pierwszej randce? Film „Fellomente. W tym szaleństwie jest metoda”
4 lipca, 2025

„Własna pracownia”. Bez tego nie da się być poważną artystką

„Odpowiedniej przestrzeni pracy, stabilności finansowej i wolności dysponowania własnym czasem potrzebują w równym stopniu malarki, rzeźbiarki, kompozytorki, badaczki… Zresztą – kto tego nie potrzebuje?” Trzynaście polskich artystek, w tym tak znane jak Anna Bilińska, Olga Boznańska czy Maria Dulębianka, ale także m.in. Emilia Dukszyńska, Aniela Biernacka czy Bronisława Poświkowa są bohaterkami książki „Własna pracownia. Gdzie tworzyły artystki przełomu wieków”. Autorka Karolina Dzimira-Zarzycka, obok ich historii szkicuje szerszy portret epoki i opowiada o różnych aspektach pracy twórczej. A tej właściwie zawsze, również na przełomie XIX i XX wieku nie dałoby się prowadzić bez odpowiedniego atelier. To tam powstawały dzieła, tam zaglądali klienci, kolekcjonerzy czy dziennikarze. A gdy brakowało pieniędzy na opłacanie dwóch czynszów, miejsce pracy zamieniało się również w mieszkanie. Odpowiedź na pytanie: „czego potrzeba artystce – poza talentem?” jest prosta: własnej pracowni!

Virginia Woolf w słynnym eseju „Własny pokój” odpowiadała bez wahania: przestrzeni do pracy, stabilności finansowej i wolności dysponowania swoim czasem. O ile jednak pisarce zwykle wystarczały biurko, papier i atrament, o tyle malarka czy rzeźbiarka potrzebowała miejsca, światła, narzędzi. Bez tego nie dało się być poważną artystką. „Lubię patrzeć na fotografie artystek w ich pracowniach. Te zdjęcia wiele mówią o możliwościach i warunkach pracy twórczej, o sytuacji ekonomicznej, o gorsecie obyczajowym, o estetyce i upodobaniach” – przyznaje pisarka Małgorzata Czyńska.

Książka Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej to opowieść o trudnościach, z jakimi w patriarchalnym świecie borykały się kobiety, które chciały tworzyć, ale także o emancypacji i sile artystycznej niezależności. Autorka dzieli się także anegdotami i mało znanymi historiami – od zwierzyńca w pracowni Rosy Bonheur pod Paryżem, przez urocze atelier rzeźbiarskie Harriet Hosmer w Rzymie, aż po pełne przepychu siedziby Vilmy Lwoff-Parlaghy w Berlinie i Nowym Jorku. „Wyjść z pracowni artystek, kiedy przed chwilą siedziało się wśród sztalug, blejtramów i pędzli. Czuło zapach terpentyny. Bo tak Karolina Dzimira-Zarzycka pisze. Ze szczegółów tka losy swoich bohaterek. Jest skrupulatna, cierpliwa. Pełna pasji. Trzeba jej podziękować: w końcu możemy zajrzeć tam, gdzie każde dzieło się zaczyna” – podkreśla Angelika Kuźniak.

Fragment książki

Atelier jako wyjątkowa przestrzeń, w której rodzą się arcydzieła, stało się w tym czasie nierozerwalnie związane z romantycznym mitem artysty. Gabinety znanych pisarzy i pisarek także interesowały opinię publiczną, a prasa chętnie publikowała relacje z wizyt u Elizy Orzeszkowej czy Józefa Ignacego Kraszewskiego – ale u nich nie dało się podglądać procesu twórczego ani galerii gotowych dzieł na ścianach. Pracownie malarskie i rzeźbiarskie przemawiały do wyobraźni publiczności dużo silniej.

Najlepiej, gdy panowała tam oryginalna atmosfera. Niektóre pracownie w przedziwny sposób odzwierciedlały charakter, a nawet cechy twórczości lokatora czy lokatorki. W atelier Olgi Boznańskiej na Montparnassie kolory wydawały się przytłumione, a kontury rozmyte. Miękkie światło sączyło się przez zakurzone szyby. Pomieszczenie zasnuwał dym wiecznie palonych przez Boznańską papierosów. Ściany były pokryte wyblakniętymi gobelinami, a nad sztalugą wznosił się baldachim ze skrawków różnych tkanin – bariera przeciwko zabłąkanym ostrzejszym promieniom słońca. Gość odwiedzający pracownię sam już nie wiedział, co jest przyczyną, a o co skutkiem: czy Boznańska maluje przymglone obrazy, bo tak wygląda jej otoczenie, czy raczej dostroiła atelier do własnej estetyki.

Równocześnie pracownia artystyczna musiała pogodzić dwie, poniekąd sprzeczne funkcje. Bywała i tajemniczą świątynią sztuki, i zupełnie przyziemnym miejscem pracy, a nawet handlu. (…)

Marzenie o dobrym atelier dzieliły właściwie wszystkie artystki.

Własna pracownia stanowiła znak zajmowania się sztuką „na poważnie” oraz symbol niezależności – choć często wcale nie finansowej, o czym świadczyły wieczne problemy z pieniędzmi, z jakimi borykała się niemal każda młoda malarka czy rzeźbiarka.

O autorce książki

Karolina Dzimira-Zarzycka to absolwentka historii sztuki oraz polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim. Autorka ponad dwustu artykułów popularnonaukowych związanych ze sztuką i kulturą XIX i początku XX wieku oraz historią kobiet. Wiele z nich przybliża sylwetki mniej znanych postaci historycznych, często wybitnych kobiet: artystek, podróżniczek, badaczek i działaczek społecznych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *