Virginia Woolf w słynnym eseju „Własny pokój” odpowiadała bez wahania: przestrzeni do pracy, stabilności finansowej i wolności dysponowania swoim czasem. O ile jednak pisarce zwykle wystarczały biurko, papier i atrament, o tyle malarka czy rzeźbiarka potrzebowała miejsca, światła, narzędzi. Bez tego nie dało się być poważną artystką. „Lubię patrzeć na fotografie artystek w ich pracowniach. Te zdjęcia wiele mówią o możliwościach i warunkach pracy twórczej, o sytuacji ekonomicznej, o gorsecie obyczajowym, o estetyce i upodobaniach” – przyznaje pisarka Małgorzata Czyńska.
Książka Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej to opowieść o trudnościach, z jakimi w patriarchalnym świecie borykały się kobiety, które chciały tworzyć, ale także o emancypacji i sile artystycznej niezależności. Autorka dzieli się także anegdotami i mało znanymi historiami – od zwierzyńca w pracowni Rosy Bonheur pod Paryżem, przez urocze atelier rzeźbiarskie Harriet Hosmer w Rzymie, aż po pełne przepychu siedziby Vilmy Lwoff-Parlaghy w Berlinie i Nowym Jorku. „Wyjść z pracowni artystek, kiedy przed chwilą siedziało się wśród sztalug, blejtramów i pędzli. Czuło zapach terpentyny. Bo tak Karolina Dzimira-Zarzycka pisze. Ze szczegółów tka losy swoich bohaterek. Jest skrupulatna, cierpliwa. Pełna pasji. Trzeba jej podziękować: w końcu możemy zajrzeć tam, gdzie każde dzieło się zaczyna” – podkreśla Angelika Kuźniak.
Fragment książki
Atelier jako wyjątkowa przestrzeń, w której rodzą się arcydzieła, stało się w tym czasie nierozerwalnie związane z romantycznym mitem artysty. Gabinety znanych pisarzy i pisarek także interesowały opinię publiczną, a prasa chętnie publikowała relacje z wizyt u Elizy Orzeszkowej czy Józefa Ignacego Kraszewskiego – ale u nich nie dało się podglądać procesu twórczego ani galerii gotowych dzieł na ścianach. Pracownie malarskie i rzeźbiarskie przemawiały do wyobraźni publiczności dużo silniej.
Najlepiej, gdy panowała tam oryginalna atmosfera. Niektóre pracownie w przedziwny sposób odzwierciedlały charakter, a nawet cechy twórczości lokatora czy lokatorki. W atelier Olgi Boznańskiej na Montparnassie kolory wydawały się przytłumione, a kontury rozmyte. Miękkie światło sączyło się przez zakurzone szyby. Pomieszczenie zasnuwał dym wiecznie palonych przez Boznańską papierosów. Ściany były pokryte wyblakniętymi gobelinami, a nad sztalugą wznosił się baldachim ze skrawków różnych tkanin – bariera przeciwko zabłąkanym ostrzejszym promieniom słońca. Gość odwiedzający pracownię sam już nie wiedział, co jest przyczyną, a o co skutkiem: czy Boznańska maluje przymglone obrazy, bo tak wygląda jej otoczenie, czy raczej dostroiła atelier do własnej estetyki.
Równocześnie pracownia artystyczna musiała pogodzić dwie, poniekąd sprzeczne funkcje. Bywała i tajemniczą świątynią sztuki, i zupełnie przyziemnym miejscem pracy, a nawet handlu. (…)
Marzenie o dobrym atelier dzieliły właściwie wszystkie artystki.
Własna pracownia stanowiła znak zajmowania się sztuką „na poważnie” oraz symbol niezależności – choć często wcale nie finansowej, o czym świadczyły wieczne problemy z pieniędzmi, z jakimi borykała się niemal każda młoda malarka czy rzeźbiarka.
O autorce książki
Karolina Dzimira-Zarzycka to absolwentka historii sztuki oraz polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim. Autorka ponad dwustu artykułów popularnonaukowych związanych ze sztuką i kulturą XIX i początku XX wieku oraz historią kobiet. Wiele z nich przybliża sylwetki mniej znanych postaci historycznych, często wybitnych kobiet: artystek, podróżniczek, badaczek i działaczek społecznych.