Podobno jesteś największym odkryciem 2018 roku wśród aktorek?
Nie słyszałam jeszcze takiego zdania. Naprawdę?
Ludzie, którzy Cię znają mówią, że jesteś pracowita, energiczna, ambitna, a przy tym jeszcze ta śląska rzetelność. Potwierdzasz?
Wszystko prawda.
Skąd czerpiesz energię, którą widać na scenie i na ekranie?
Różne czynniki nas kształtują, ale myślę, że z kilku źródeł. Jestem rzeczywiście człowiekiem, który ma dużo w sobie energii do spożytkowania, ale ona jest na szczęście odnawialna.
Jak wiele mogłabyś zrobić dla roli, czy są granice, których byś nie przekroczyła?
Każdy ma jakieś granice. Nie traktuję swojego zawodu aż tak ambicjonalnie, że będę teraz, co tylko można przekraczać. Z drugiej strony, jest coś takiego, co pewnie wiąże się z tą wspomnianą śląską rzetelnością, że wszystko co robię, to robię na 100 procent. Powiedziałabym, że działam więc radykalnie i ostatecznie. Nie chcę, żeby jakieś moje lęki, wstydy, czy też brak kondycji albo lenistwo niszczyły moją pracę. Dlatego staram się wszystko robić z dużą otwartością.
Oczywiście każde kolejne doświadczenie uczy dokonywać wyborów. Muszę zawsze pamiętać, żeby siebie szanować i niekiedy oszczędzać czy też chronić.
W jaki sposób trafiłaś do obsady filmu „Twarz”, bo podobno to nie ty szukałaś tej roli?
Tak, to prawda. Szukała mnie i znalazła Małgorzata Szumowska razem z Michałem Englertem we Wrocławiu. Przyjechali na spektakle do Teatru Polskiego. To była dość niecodzienna sytuacja, żeby reżyserzy jeździli za aktorami do innych miast i oglądali ich przedstawienia.
Czyli właściwy casting odbył się na scenie, gdzie grałaś w spektaklu?
Tak, dostałam cynk, że Małgosia będzie chciała się ze mną spotkać i chciałaby mnie zobaczyć w spektaklu. Zapytałam, czy to będzie casting i mam się jakoś przygotować, ale odpowiedzieli mi, że nie. Miałam tylko przyjść nieumalowana. Jednego dnia zobaczyli spektakl, a drugiego się spotkaliśmy. To był właściwie casting, ponieważ musiałam odgrywać sceny zaręczyn z asystentem Małgosi, który nie jest aktorem. Wspominamy to teraz z uśmiechem.
Już wtedy wiedziałaś, jaki to będzie film i jaka rola?
Na pierwszym spotkaniu usłyszałam zaledwie kilka zdań na ten temat. Małgosia powiedziała mi, że „wiesz, ty jesteś taką dresiarą, na scenie taka energiczna”. Byłam spięta i w lekkim szoku. Nic nie staram się ugrać, bo nawet nie miałam się, kiedy przygotować. Wszystko było robione zupełnie na dziko, ale myślę, że właśnie ta dzikość zaowocowała. Dagmara jest przecież trochę taką dzikuską.
Jak wspominasz pracę na planie filmu „Twarz”?
Muszę przyznać, że to była największa przygoda filmowa w moim życiu. Wielkie emocje, pierwszy film, prawdziwy debiut u reżyserki tak uznanej, którą szanuję i której filmy oglądałam w kinie. Było to dla mnie spełnienie marzeń.
Dwa lata temu byłam też w ciekawym momencie rozwoju mojej kariery teatralnej. Spełniło się moje największe marzenie, ponieważ zaczęłam próby do „Procesu” Krystiana Lupy, także dwa marzenia w tym samym czasie.
Potwierdzasz, że u Szumowskiej praca przypomina bardziej świętowanie?
Praca pracą, a fun funem. Absolutnie tak i cały czas to powtarzam, ale niektórzy nie wierzą. Nie było nerwów, podnoszenia głosu czy krzyków reżysera. Były proste komunikaty, przez co praca szła nam dość szybko. Nie było wielu dubli, za to bardzo dużo momentów humorystycznych. Z przyjemnością wracałam na plan, bo mieliśmy zdjęcia w kilku transzach, więc co parę miesięcy wracaliśmy do siebie. Życzę kolegom aktorom takiego debiutu i takiej przygody.
Co było najtrudniejsze w odgrywaniu roli Dagmary?
Najtrudniejszy był dzień przed rozpoczęciem zdjęć, bo wydawało mi się, że nie mam absolutnie pojęcia, o co chodzi z tą Dagmarą. Nie wiedziałam nic, więc stres na pewno był. Oczywiście były też sceny, z których nie byłam zadowolona, ale poszły w niepamięć, bo montaż wszystko uratował.
Dostrzegasz elementy wspólne z postacią odgrywaną w filmie?
Sobą tam nie jestem. Widzę oczywiście pewne elementy wspólne. Nawet już w czasie zdjęć pytałam o to Małgosię, jak to się stało, że akurat mnie wybrała. Sama, gdybym wiedziała, że jest casting do tzw. dresiary, to prawdopodobnie bym nie poszła. Nie spodziewałabym się, że ktoś może pomyśleć, że nadaję się do takiej roli. Szumowska odpowiedziała mi, że „co ty, właśnie powinnaś grać dresiary, ty masz energię na ekranie, a żeby grać takie dziewczyny, trzeba mieć temperament, a ty go masz”. Chodzi więc o temperament, energię i tę dzikość, a nie to, czy ktoś jest z małej miejscowości, czy nie.
Ale w postaci Dagmary widać tę małomiasteczkowość, prowincję. Czy to było trudne dla Ciebie?
Nie, to nie było trudne. Może dlatego, że nie starałam się grać kogoś z małego miasteczka czy ze wsi. To są przecież młodzi ludzie, natomiast Dagmara wygląda też trochę jak elf, zupełnie jakby była z bajki. Zdaniem Małgosi Szumowskiej do tego akurat pasowały jej moje odstające uszy. Zwracała mi też uwagę na to, że moja bohaterka ma być dziwna, że dziwnie chodzi i tańczy.
A partnerowanie Mateuszowi Kościukiewiczowi było wyzwaniem?
Pierwsza scena na planie była scena zaręczyn, właśnie z nim. Mateusza znałam ze szkoły, bo jesteśmy równolatkami. Nawet o tym rozmawialiśmy, że co prawda jesteśmy w jednym wieku, ale jakimś dziwnym trafem tak się stało, że on zrobił już 20 filmów, a ja dwa. Spotkałam się więc już z doświadczonym aktorem i muszę przyznać, że jako partner bardzo mi pomagał. Na nic by się ta pomoc jednak zdała, gdyby nie to, że od pierwszego głębokiego spojrzenia sobie w oczy czuć było, że jest między nami chemia. Czasami tak się zdarza, a czasami nie. Tu akurat się nam udało.
Bardzo dużo grasz w teatrze, w jaki sposób spełniasz się na scenie?
To zupełnie co innego niż praca na planie filmowym. Od początku miałam zresztą plan, żeby poprowadzić swoją karierę w taki sposób, aby to teatr był moim fundamentem. Cieszę się, że doświadczenia filmowe, czy tak duże wydarzenia, jak premiera w Berlinie przyszły do mnie tak późno, bo ileś tam lat po skończeniu szkoły. Teraz jestem mocniejszą aktorką i myślę, że z każdym dniem coraz lepszą. Oczywiście ten flirt z kinem zamierzam na razie kontynuować.