Na pierwszy rzut oka Signe i Thomas wydają się być idealną parą. Młodzi, inteligentni, z szerokimi horyzontami oraz niebanalnym gustem. Pozory jednak mylą, bo ich relacja, zamiast wzajemnego wsparcia, oparta jest w dużej mierze na niezdrowej rywalizacji, a kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje jedynie to, które z nich ma większe ego. Kiedy mężczyzna, będący aspirującym artystą, zyskuje swoje pięć minut sławy i odnosi niespodziewany sukces, równowaga w związku zostaje zachwiana. Signe, czując się odstawiona na boczny tor, nie może pogodzić się z faktem, że światła reflektorów skupione są teraz wyłącznie na jej partnerze. Postanawia zawalczyć o ponowną uwagę.
Kiedy trafia na artykuł o leku powodującym tajemniczą chorobę skóry, wpada na szatański plan, który może skończyć się dla niej tragicznie. Zdesperowana kupuje specyfik i zaczyna go brać w dużych ilościach, aby się rozchorować. To błyskawicznie odbija się nie tylko na jej zdrowiu, ale i wyglądzie. Jest w centrum uwagi – robi się o niej głośno w całym kraju, a ona staje się sławna i rozchwytywana. Jest jednak tak zaślepiona światłem swojego „sukcesu”, że nie widzi, że jest wykorzystywana, a nadużywanie leków może doprowadzić ją do śmierci. Czym jednak jest odrobina cierpienia w porównaniu ze współczuciem oraz uwagą, które znowu może w pełni na sobie skupiać?
Piękny film opowiadający o strasznych rzeczach
Reżyser filmu Kristoffer Borgli w jednym z wywiadów powiedział „Lubię piękne melodie, które opowiadają mi okropne rzeczy”. Ta wypowiedź jest kwintesencją tego o czym opowiada jego komedia „Chora na siebie”. Pomysł na film zrodził się w głowie reżysera już jakiś czas temu, a po natknięciu się na kilka prawdziwych i dość przerażających historii, uznał że jego pomysł wcale nie jest odrealniony.
W wywiadzie dla Screendaily powiedział: – Bardzo lubię „niesympatyczne” postaci. Postaci, które łamią wszelkie normy moralne i przekraczają wszelkie granice, których nie powinno się przekraczać w prawdziwym życiu. Oglądanie tego typu bohaterów w filmach to zawsze dreszczyk emocji. Ale dzięki temu zmusza nas to zastanowienia się, czy ja też tak robię? W innym mówi: „Umiejscowiłem akcję filmu latem w Oslo, a bohaterów osadziłem w świecie sztuki. Chciałem bowiem zrównoważyć przerażające elementy filmu ładnym językiem. Celem było stworzenie pięknego filmu opowiadającego o strasznych rzeczach.”
O reżyserze
Kristoffer Borgli urodził się w 1985 roku – jest norweskim reżyserem i scenarzystą, który na stałe mieszka i pracuje w Los Angeles. Począwszy od pierwszego krótkiego metrażu, jego filmy zaistniały w międzynarodowym obiegu festiwalowym. Pokazywane były m.in. na Sundance Film Festival czy SXSW.
Za film z 2018 roku „A Place We Call Reality” otrzymał nagrodę jury na festiwalu w szwedzkim Goeteborgu. Zakwalifikowany do canneńskiego konkursu Un Certain Regard film „Chora na siebie” to jego pełnometrażowy debiut.