Krótkie metraże to pełnowartościowe filmy. Najlepsze na Cinemaforum w Kinotece
7 listopada, 2018
Pokazy filmów, koncerty, wystawy i warsztaty. Oto 12. Festiwal „Sputnik nad Polską”
8 listopada, 2018

„Tego życzyłbym każdemu mężczyźnie”. Zamachowski śpiewa, tańczy, recytuje

Zbigniew Zamachowski gra główną rolę w spektaklu „Żołnierz królowej Madagaskaru” (fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska)

Znany i lubiany za swoje role filmowe i teatralne, Zbigniew Zamachowski to także kompozytor muzyki do etiud filmowych i autor tekstów piosenek, które sam wykonuje. W nowej sztuce Juliana Tuwima „Żołnierz królowej Madagaskaru” wciela się w postać Saturnina Mazurkiewicza, co wymaga od niego poruszania się krokiem tanecznym. – Nie jest to moja domena, ale okazało się, że nie jestem całkiem „lewą nogą” w tym względzie – mówi aktor. Spektakl w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego wystawiany jest na Dużej Scenie Teatru Polskiego w Warszawie.

Czy rola Saturnina Mazurkiewicza napisana została specjalnie z myślą o Panu?

Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że tak będzie można powiedzieć po zagranych spektaklach. Nie kokietuję, ponieważ wciąż się z nią zmagam. W sumie mam to wszystko przerobione, ale jak wiadomo, może pójść trochę lepiej lub trochę gorzej. W formie ciekawostki mogę zdradzić, że dedykuję tę rolę mojemu ojcu, który miał na imię… Saturnin.

Kim jest grany przez Pana bohater?

To stateczny mecenas z Radomia, wdowiec na wydaniu, założyciel i prezes Towarzystwa Krzewienia Dobrych Obyczajów i Walki z Zarazą Moralną. Rusza on w podróż do stolicy wraz z synem Kaziem, początkującym dramaturgiem i afrykanistą hobbystą. Przeszłość Mazurkiewicza nie jawi się aż tak spokojnie i moralnie jakby się mogło wydawać, o czym sam nawet śpiewa. Tego żywiołu i wulkanu, w który postać Saturnina jest wmontowana, życzyłbym każdemu mężczyźnie chociaż raz w życiu.

(fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska)

Śpiewa Pan, tańczy, recytuje…

Wszystko robię, co jest tylko do zrobienia, a zwłaszcza cieszy mnie, że po wielu latach zostałem przymuszony do poruszania się krokiem tanecznym. Nie jest to moja domena i raczej jestem wyznawcą słynnej maksymy Andrzeja Poniedzielskiego, że „jeżeli taniec jest mową ciało, to moje ciało mówi nie”. Tu musiało powiedzieć tak, z czego się cieszę, bo okazało się, że nie jestem całkiem „lewą nogą” w tym względzie. Jeśli zaś chodzi o śpiewanie to daję radę.

Co więc Pan tańczy, jakie to są rytmy?

Różne, ale głównie tango finałowe, które robi wrażenie dzięki muzyce, którą na nowo opracował Krzysztof Herdzin. Myślę, że jego zasługą jest to, że ten spektakl będzie dynamiczny.

Ale Tuwima nie poprawialiście?

Nie i myślę, że Julian Tuwim mógłby się na nas za taką próbę obrazić.

Zbigniew Zamachowski w roli Saturnina Mazurkiewicza w Teatrze Polskim w Warszawie (fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska)

Jest to też spektakl o uczuciach…

Oczywiście. Na dobrą sprawę, jakby wziąć repertuar jakiegokolwiek teatru, to mogłoby się okazać, że 90 procent to sztuki o miłości, bądź przynajmniej dotykające tego zjawiska. Tutaj ta miłość jest piękna, burzliwa i krótka, ale pełna feerii i różnych nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Jednym z miejsc akcji spektaklu są też kuluary teatralne. To było wyzwanie zagrać teatr w teatrze?

Tak, mamy tutaj szczególny teatr, jakim jest kabaret, wodewil czy operetka. To zawsze wyzwanie, jak ten teatr w teatrze pokazać, żeby był w miarę wiarygodny, a jednocześnie zgodnie z językiem u tym, co i jak napisał Julian Tuwim. Niełatwa okazała się również przedwojenna składnia, zwłaszcza w scenach, gdy Mazurkiewicz znajduje się w obecności wielu pięknych i na dodatek nie do końca ubranych pań. Tego trzeba było się po prostu dokładnie nauczyć.

Lidia Sadowa i Zbigniew Zamachowski w tańcu (fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska)

A jaką Warszawę poznajemy w tym spektaklu?

Taką z myszką i oczywiście sprzed wojny, aczkolwiek nie epatujemy zbyt mocno dekoracjami i silimy się na odtwarzania tamtej rzeczywistości. Wiemy mniej więcej w jakim okresie rozgrywa się akcja, ale jedni to umiejscawiają w fin de siècle’u, a czasem grywa się to już w realiach lat 20. i 30. XX wieku.

My to połączyliśmy w naszym spektaklu, ale ten czas nie jest tu najważniejszy. Dużo istotniejsze jest to, co się przydarza się naszym bohaterom. Przede wszystkim zależy nam, żeby widz, który przyjdzie na te dwie i pół godziny, wyszedł z teatru uśmiechnięty i zadowolony, żeby było mu lepiej niż przed tym, jak zasiądzie w fotelu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *