„Turcja, wbrew rozpowszechnionej w sowieckiej historiografii opinii, nie miała zamiaru napadać na Związek Sowiecki. Powolna oraz prawie pozbawiona czołgów i samolotów armia turecka nie mogłaby nacierać na tak potężnego przeciwnika jak Armia Czerwona. Ponadto Turcja sympatyzowała z Wielką Brytanią i pewnie nie zaryzykowałaby agresji na innego potężnego sojusznika Wielkiej Brytanii. Niemcy zaś nie miałyby skąd wziąć 10 dywizji, które rzekomo, jak roiło się Rosjanom, znajdowały się w Turcji. W tym celu trzeba byłoby ogołocić z wojsk cały Półwysep Bałkański, pozostawiając go na łup miejscowej partyzantce i ewentualnym angloamerykańskim desantom. Poza tym wszystkie te dywizje należałoby uprzednio zgromadzić w Bułgarii, a następnie przerzucić przez cieśniny i przez całą Azję Mniejszą nad sowiecką granicę.
W Bułgarii była czynna sowiecka ambasada i działało wielu sowieckich agentów, więc podobna koncentracja wojsk niemieckich nie uszłaby ich uwadze. Praktycznie rzecz biorąc, możliwości Turcji nie sięgały dalej niż potencjalne okupowanie przylegających do jej granic terenów Zakaukazia, i to tylko w wypadku, gdyby Armia Czerwona została całkowicie rozbita, a wojska sowieckie wycofały się z Kaukazu” – czytamy we fragmencie książki.
O autorze
Borys Sokołow to rosyjski historyk i literaturoznawca, członek rosyjskiego Pen Clubu. Do 2008 roku był szefem Katedry Antropologii Społecznej na Rosyjskim Państwowym Uniwersytecie Społecznym, ale zwolniono go za krytykę polityki prezydenta Władimira Putina.
Napisał setki artykułów i kilkadziesiąt książek z historii Rosji i ZSRR, niechętnie lub wręcz wrogo odbieranych przez rosyjskich „konserwatystów”.