Współczesne polskie obrazy i rzeźby. Wystawa „Sztuka to wartość” w Narodowym
5 kwietnia, 2019
Piękne, czyli „Naciągnięte” znaczy szczęśliwe? Historie mocne, ale prawdziwe
6 kwietnia, 2019

Poruszająca opowieść o końcu istniejącego porządku. „Schyłek dnia” w kinach

„Schyłek dnia” to nowy film twórcy nagrodzonego Oscarem „Syna Szawła” (fot. mat. pras.)

Nostalgiczny, skąpany w dogorywającym świetle i głośno bijący na alarm film węgierskiego reżysera László Nemesa, zdobywcy Oscara za „Syna Szawła”, to nie tyle podróż w przeszłość, ale przede wszystkim requiem dla naszego świata. Z niesłychanie gęstej, intensywnej materii tajemnic i przeczuć, z atmosfery trawiącej świat gorączki, utkana została poruszająca opowieść o końcu. Sugestywna aura apokalipsy przypomina, że nic nie trwa wiecznie, że dzisiejsze stolice to jutrzejsze peryferie, a historia wcale nie dobiegła końca. „Schyłek dnia”, zdobywca nagrodą Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI na festiwalu w Wenecji, skonstruowany został na podobieństwo tajemniczego labiryntu.

Budapeszt u progu XX wieku, wciąż jedna z najważniejszych metropolii Europy, nazywany perłą austro-węgierskiego imperium. Przewodniczką po przekwitającym niepostrzeżenie mieście jest młodziutka Irisz, córka właścicieli sklepu z kapeluszami, którzy przed laty zginęli w pożarze. Dziewczyna szuka zaginionego brata, ale też odpowiedzi na pytania o własną tożsamość.

Błądzi, zapuszcza się w zaułki i ślepe uliczki, odkrywa wnętrza eleganckich sklepów, pałaców, ale też kryjówki anarchistów i nędzne robotnicze klitki. Oto świat technologicznego triumfu i cywilizacyjnego zacofania, luksusu i niepokoju. Świat, w którym o statusie świadczy twój kapelusz. Wyrafinowanie przestaje już jednak chronić przed pulsującą na obrzeżach miasta dziką energią rewolty.

W „Schyłku dnia” kamera cały czas podąża za postacią Irisz (fot. mat. pras.)

Europa popełniła samobójstwo

To film o cywilizacji stojącej na rozdrożu. W samym sercu Europy, w szczytowym momencie postępu i technologicznego rozwoju, osobista historia młodej kobiety staje się odzwierciedleniem procesów, których efektem są narodziny XX wieku. Sto lat temu, będąc u szczytu możliwości, Europa popełniła samobójstwo. Samobójstwo, które pozostaje tajemnicą do dnia dzisiejszego. Wygląda na to, że europejska cywilizacja w tym samym momencie rozkwitała i jednocześnie wytwarzała truciznę, która ją uśmierci. Ta teoria jest centralnym elementem filmu.

Akcja „Schyłku dnia” rozgrywa się na niedługo przed wybuchem I wojny światowej, na terenie austro-węgierskiego imperium, zamożnego, wielonarodowego państwa w rozkwicie, ze stolicami w Wiedniu i Budapeszcie, w którym ludzie posługują się kilkunastoma językami. To kulturalne centrum świata. Jednocześnie zaś, jakby na przekór temu rozkwitowi, działają w nim ukryte siły, które chcą jego rozpadu. – Gdy byłem dzieckiem słuchałem opowieści mojej babci, która urodziła się w 1914 roku. Jej życie trwało niemal wiek. Był to czas wielkich wstrząsów na europejskim kontynencie: totalitarnych reżimów, ludobójstwa, nieudanych rewolucji i wojen. Moja babka była, w pewnym sensie Europą – opowiada reżyser.

Jego europejskie pochodzenie sprawiło, że zaczął rozmyślać o czasach, w których żyjemy teraz i czasach naszych przodków, o tym jak cienka może być fasada cywilizacji i co się pod nią kryje. – W naszym nowoczesnym świecie państw post-narodowych zdajemy się zapominać o nieubłaganej dynamice historii, a zaślepieni miłością do technologii i nauki nie pamiętamy, że mogą one doprowadzić na skraj upadku. Wierzę, że nasz świat nie jest daleki od tego sprzed I Wojny Światowej. Świata całkowicie ślepego na destrukcyjne siły drzemiące w jego sercu. Nie jesteśmy daleko od procesów, które miały miejsce w monarchii austro-węgierskiej. Historia dzieje się tu i teraz, w Europie Środkowej – podkreśla László Nemes.

W nowym filmie twórcy nagrodzonego Oscarem „Syna Szawła”, ponownie wystąpił Marcin Czarnik (fot. mat. pras.)

Polacy w obsadzie

Po raz drugi Nemes zaangażował do jednej z głównych ról Marcina Czarnika, jednego z najciekawszych polskich aktorów filmowych i teatralnych. Panowie pierwszy raz spotkali się na planie oscarowego „Syna Szawła”. W „Schyłku dnia”, Czarnik wciela się w rolę Sandora, który jest jedną z kluczowych postaci w historii opowiadanej przez Nemesa. Co ciekawe, aktor mówi w filmie wyłącznie po węgiersku.

Nie jest on jedynym polskim nazwiskiem, które pojawiło się w obsadzie „Schyłku dnia”. W rolę Hrabiny Rédey wcieliła się debiutująca, polska aktorka pochodząca z Łodzi – Julia Jakubowska. Jej historia z filmem László Nemesa to splot nieoczekiwanych przypadków. Jest absolwentką kulturoznawstwa, która grała w amatorskim teatrze CHOREA w Łodzi. Cztery lata temu wyjechała z przyczyn osobistych do Budapesztu, gdzie pracowała w wielu miejscach, jednocześnie dalej grając małe role w teatrach. Nie mówiła po węgiersku, ale trafiła na casting do filmu „Schyłek dnia”. Reżyserzy sprawdzali ją pod kątem różnych, epizodycznych ról. Julia partnerowała Marcinowi Czarnikowi na próbach tak, aby aktor mógł do niej mówić po polsku. Po jakimś czasie zaproponowano jej rolę tajemniczej hrabiny w żałobie. Obsada filmu składała się nie tylko z węgierskich i polskich aktorów, ale również słowackich, niemieckich i rumuńskich twórców. – Tygiel kulturowy panujący na planie przypominał ten z 1913 roku w Austro-Węgrzech – mówi Jakubowska.

W niezwykle kluczową rolę Hrabiny Rédey wcieliła się debiutująca, polska aktorka pochodząca z Łodzi – Julia Jakubowska (fot. mat. pras.)

Realizacja trwała zaledwie 1,5 roku

„Mniej znaczy więcej” to zdanie, które węgierski reżyser powtarza jak mantrę od początku swojej kariery. Zarówno w „Synu Szawła”, jak i w „Schyłku dnia”, widz obserwuje bohatera z jednej perspektywy. W tym drugim kamera cały czas podąża za Irisz, tworząc wyjątkowo bliski kontakt z bohaterką w tym nieoczywistym filmie kostiumowym, który zrywa ze stereotypowym i pocztówkowym obrazem przeszłych czasów. Reżyser kolejny raz połączył siły z autorem zdjęć do „Syna Szawła”, Mátyásem Erdély. – Dlaczego współpracuję właśnie z Mátyásem? Ponieważ cały czas stawia mi wyzwania. Nie jest osobą, która na wszystko się zgadza, tylko współpracownikiem w pełnym tego słowa znaczeniu i naprawdę dał temu projektowi coś od siebie. Udało mu się uchwycić w kamerze to, nad czym pracowaliśmy. To nie była jedynie transmisja. W tym procesie ważną rolę odegrał również Matthieu, mój montażysta. Gdy pracuję nad filmem, właściwie nigdy nie jestem sam – podkreśla Nemes.

Nemes z Erdély zastosowali długie, dokładnie zaplanowane ujęcia. Ponadto, cały film został nakręcony na dwóch rodzajach taśmy filmowej: formacie 35 mm oraz 65 mm. Drugi, rzadziej używany format wykorzystano do sceny w epilogu, która znacząco różni się od całego filmu. Twórcy chcieli uniknąć stworzenia pocztówkowego obrazu Budapesztu. Jednocześnie zależało im na tym, aby świat przedstawiony w filmie przypominał złoty obraz epoki, stąd wybór ciepłych tonów przy wyborze światła.

– Chciałem pokazać, że magia kina polega właśnie na fizyce, optyce i chemii. To wizualna sztuczka, rozgrywająca się na przecięciu światła i ciemności. Dlatego kręciliśmy na prawdziwym planie wybudowanym w prawdziwym mieście – Budapeszcie – na tradycyjnej taśmie filmowej, najpierw naświetlanej, a potem wywoływanej. Ten film jest moim osobistym wyznaniem miłości do kina, zrealizowanym prawie sto lat po pełnym nadziei „Wschodzie słońca” F. W. Murnaua, któremu oddajemy hołd. Mam nadzieję, że „Schyłek dnia” zadaje podobne pytania, co film tego wielkiego reżysera. Sięgaliśmy po długie, dokładnie zaplanowane ujęcia, by „Schyłek dnia” dawał wrażenie realności, żeby publiczność mogła w niego uwierzyć – podsumowuje reżyser.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *