Błyskotliwy umysł i poczucie humoru. „Churchill. Opowieść o przegranym zwycięzcy”
22 sierpnia, 2022
Te wakacje nie mają w sobie nic sielskiego. Film „Cicha ziemia” na ekranach kin
26 sierpnia, 2022

Poruszająca opowieść o dzieciach wobec piekła wojny. Reportaż „Mali tułacze”

Dzieci z polskiego sierocińca w Miczurińsku (fot. IPN)

Niektóre ledwo się urodziły, inne miały po kilka lub kilkanaście lat. Były też takie, które przychodziły na świat już w zaplombowanych wagonach wiozących je gdzieś w głąb Azji. W 1940 roku dla kilkudziesięciu tysięcy polskich dzieci rozpoczęła się podróż, która miała trwać osiem kolejnych lat – przez niemal wszystkie strefy klimatyczne Ziemi i wszystkie znane człowiekowi kultury. „Przeszłam piekło, ale widziałam rzeczy piękne” – mówi jedna z bohaterek reportażu Wojciecha Lady – „Mali tułacze”. Ze zmrożonej Syberii trafiły na stepy Azji, gdzie rodziła się ludzka cywilizacja. Stamtąd do Persji, gdzie znajdowały scenerię znaną z baśni tysiąca i jednej nocy, a potem była Afryka, Indie, Nowa Zelandia, Meksyk… Czasem w końcu również Polska, ale ona akurat niechętnie. Chorowały, umierały z głodu, a inne dorastały… Tysiące polskich dzieci, które uciekły z Rosji z armią generała Władysława Andersa, opisują to jako najpiękniejsze lata życia. Ale i tak z jakiegoś powodu, nawet dobiegając dziewięćdziesiątki, na ich wspomnienie wciąż płaczą.

Zanim dorosły, zdążyły pokonać odległość większą niż długość równika. Niektóre ruszyły w drogę, mając kilka lat, inne rodziły się już w jej trakcie. Przez kolejnych dziesięć lat nie poznały innego życia. Do celu dotarły już dorosłe, choć pierwotnie żadnego celu nie miały. Dziesiątkowały je głód, epidemie, a nawet dzikie zwierzęta. Po drodze traciły rodziców i rodzeństwo. Czasem tak wcześnie, że nie zdążyły poznać nawet swojego imienia i nazwiska. Nie wiedziały, gdzie i kiedy się urodziły. Niektóre nigdy nie poznały swojej prawdziwej tożsamości.

Nie wiadomo, ile dzieci wywieziono w głąb Rosji w 1940 roku, ale rok później wraz z armią Andersa opuściło ją około dwudziestu tysięcy. W większości czekała je znacznie dłuższa, a czasem też bardziej niebezpieczna droga niż żołnierzy. Małych polskich uchodźców przyjęły takie kraje jak: Iran, Palestyna, Liban, Indie, Meksyk, Kanada, ówczesne kolonie brytyjskie w Afryce: Rodezja Północna i Południowa, Kenia, Uganda, Tanganika i Związek Południowej Afryki – a nawet odległa Nowa Zelandia.

Tylko niewiele z nich wróciło do Polski. Za to niemal wszystkie chciały zamieszkać tam, gdzie spędziły lata wojny. Bo dla dzieci cała ta tułaczka była czymś zupełnie innym niż dla dorosłych. Była jednocześnie podróżą w świat magicznej dziecięcej wyobraźni, dla której doskonałą wręcz pożywką były perskie baśnie pełne latających dywanów i wyskakujących z lamp dżinów, widoki zorzy polarnej i fatamorgany, transowy pomruk bębnów afrykańskich szamanów. „Przeszłam przez piekło, ale widziałam rzeczy piękne” – przyznała Kazia.

O autorze

Wojciech Lada to dziennikarz i historyk. Ma na koncie setki artykułów poświęconych tematyce historycznej i kulturalnej. Związany był m.in. z „Życiem Warszawy” i „Rzeczpospolitą”, współpracował z „Dziennikiem. Gazetą Prawną” i „Focusem”. Jego teksty można znaleźć na łamach większości magazynów historycznych i tygodników opinii.

Opublikował trzy książki: „Polscy terroryści”, „Bandyci z Armii Krajowej” oraz „Pożytki z katorgi”. W pierwszej przypomniał, że terroryzm to nie tylko działalność islamskich bojowników, ale też spory i ważny kawałek przeszłości Polski. W drugiej wykazał, że w warunkach wojennych bycie jednocześnie bohaterem i bandytą nie jest bynajmniej paradoksem, co dobrze widać również na przykładzie polskiej konspiracji zbrojnej w okresie II wojny światowej. Tytuł trzeciej zaś mówi sam za siebie – historia, podobnie jak teraźniejszość, nigdy nie jest zero-jedynkowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *