„Wspomnienia pisałem na gorąco. Przez to są świeże i aktualne. Pomogła mi w tym pamięć i nabyta wyobraźnia. Pamięć, żeby odtworzyć wydarzenia, w których brałem udział, a wyobraźnia – gdybym o czymś zapomniał.
Lata pędzą, czas się zmienia, trudno pisze się wspomnienia.
Codziennie budzisz się, jak nowonarodzony, w nowej rzeczywistości. Zanim dorośniesz już wita cię kolejny dzień.
Jak mawiał Winston Churchill, pamiętniki i wspomnienia to najlepiej pisać po śmierci. I miał rację! Zgoda. Jak mnie już nie będzie, to nie napiszę ani słowa. Daję słowo!”
Fragmenty książki
W domu dwóch facetów drze się:
– Tato, co nam kupisz na Gwiazdkę?
Kobieta patrzy na mnie i na pustą lodówkę. Ja sam też bym coś wypił, ale wyznaczona norma odżywiania, jak na Kubie, tego nie przewiduje. Ma być zdrowo i dietetycznie. Ćwiartka kurczaka na tydzień na wszystkie głowy w rodzinie.
Koledzy z branży odkrywają w sobie niespodziewane talenty. Ci, co nie palili i mało pili, idą do pracy fizycznej, bo mają więcej pary. Inni w prywatnych firmach udają urzędasów. Jeszcze inni, jak w okupację, zatrudniają się za kelnerów. Bardziej utalentowani manualnie robią ozdoby choinkowe.
A ja co? Co ja umiem? – zastanawiam się, zawstydzony przed rodziną. Sztuka nie istnieje, twórcy niepotrzebni. Zresztą bez przesady z tą twórczością. Owszem, próbowałem swoich sił jako nalewacz benzyny na stacji przy Wyścigach Konnych, niestety, skończyło się na polaniu spodni kierowcy, który za chwilę okazał się mocno wkurzonym milicjantem w cywilu.
(…)
Na tych nastrojach powstał radiowy serial o robotniczej warszawskiej rodzinie. Matysiakowie. Jeden z najciekawszych fenomenów radiowych w Polsce. Mieszkanie przy ulicy Dobrej miało dwadzieścia sześć metrów kwadratowych, a mieścił się w nim cały nasz świat z aktualnymi problemami.
Wygranie castingu do roli Gienka, ulubieńca słuchaczy z racji robienia sobie żartów i ogólnej wesołości, zaliczam do swoich największych sukcesów zawodowych. Ja, krakus z dziada pradziada, mówiący krakowską gwarą kibic Cracovii, potrafiłem zamienić się w typowego warszawskiego młodego cwaniaczka, w dobrym tego słowa znaczeniu. Potrafiłem mówić po warszawsku i tak się zachowywać. Niestety na wiele lat przestałem się nazywać Stefan Friedmann, jak miałem w metryce, i dla całej Polski i Polonii za granicą byłem Gieniem Matysiakiem. Miałem lat piętnaście.
Tadeusz Janczar, świetny i przystojny młody aktor (pojawił się w Piątce z ulicy Barskiej i w Kanale), bohater walczący w powstaniu warszawskim, był moim bratem.