Mija właśnie rok od śmierci Wojciecha Młynarskiego. Jak Pan go zapamiętał?
Miałem ten zaszczyt poznać go zarówno w pracy, jak i prywatnie. Wojtek był człowiekiem, który pracował w amoku, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Ten rodzaj pasji powodował, że był niezwykle płodnym artystą i stworzył niezliczoną ilość tekstów. Mało kto zresztą wie, że był najwspanialszym tłumaczem na język polski: Brela, Wysockiego i innych. Pisał dla wielu artystów piosenki, a także świetną poezję.
Był takim literatem-etnografem z głową pełną anegdot. Z łatwością zapamiętywał różne zwroty. On zwyczajnie kochał prostego człowieka i jego praktyczną mądrość. Niekiedy dramatyczny ludzki los potrafił przekuć w piękne, wzruszające teksty.
Mówi Pan, że pracowaliście razem. Przy jakiej okazji?
Robiliśmy wspólnie „Zaświadczenie o inteligencji” (spektakl kabaretowy z 2002 roku – przyp. red.). To były teksty Jurka Dobrowolskiego, które Młynarski doskonale pamiętał z przedstawień z lat 60. XX wieku. Naprawdę świetnie nas (aktorów – przyp. red.) prowadził z nieodłącznym Jurkiem Derflem, swoim przyjacielem oraz wspaniałym kompozytorem i pianistą. Graliśmy to tu – w Teatrze Ateneum, z dużym powodzeniem. Wojtek był niezwykle błyskotliwy i wniósł dużo spostrzeżeń do tego spektaklu.
Ateneum organizuje właśnie Festiwal „Młynarski w Ateneum – Konfrontacje”. To właściwa forma upamiętnienia, wspomnienia o Młynarskim?
Bardzo jestem ciekaw, jak to wypadnie. Czasami myślę, że tacy wielcy, jak Czesław Niemen, Marek Grechuta, Ewa Demarczyk czy właśnie Wojtek Młynarski, to tak charakterystyczne i głęboko siedzące w głowie osobowości, że nie ma sensu w ogóle ich tykać. Interpretowanie tych piosenek z jednej strony wydaje mi się pozbawione sensu, ale z drugiej strony im częściej czytam te teksty, tym mocniej czuję, że Młynarski był wybitnym obserwatorem naszej rzeczywistości.
Sam o sobie mówił, że był tekściarzem, ale dla mnie był wielkim poetą. Jego poezja jest po prostu ponadczasowa i zwłaszcza dzisiaj robi się bardzo aktualna. Szczególnie w naszej, polskiej, przedziwnej rzeczywistości, moim zdaniem niezbyt wesołej.
Czego z jego tekstów może dowiedzieć się widz, a czego wykonujący je artysta?
Warto się z nimi mierzyć, dlatego że pełnią funkcję edukacyjną. Na tekstach Młynarskiego można się sporo nauczyć o życiu, a jednocześnie opowiadać je niczym historie czy anegdoty. Każdy z nich to bowiem takie malutkie dzieło sztuki, zakończone puentą i jakimś morałem.
Dawniej były takie bajki dla dzieci w telewizji, mądre i zakończone morałem, np. „Piesek w kratkę” czy „Zaczarowany ołówek”. Może trochę trywializuję i porównuję teksty Wojtka do kreskówek, ale jego piosenki są właśnie jak taki dobry szkic. Posiadają pewien rodzaj skrótowości i abstrakcji, która jest ponadczasowa.
Wiele z nich będzie można usłyszeć podczas Festiwalu. Warto się wybrać?
Sam zacieram ręce i jeżeli tylko czas pozwoli, to będę chodzić na te wydarzenia, dlatego że Wojtek jest jak kameleon i diament zarazem. Można go oglądać od wielu stron i pod każdym kątem. Sam zresztą będę miał zaszczyt wykonać jego utwór pt. „Bynajmniej”. To kapitalna ilustracja tego wszystkiego, o czym mówię.