Rzuciła wyzwanie służbie zdrowia i systemowi oświaty. Film „Śubuk” już w kinach
2 grudnia, 2022
Ogniste romanse, złamane serca i uśpione emocje. Film „Pięć diabłów” już w kinach
2 grudnia, 2022

Obsypany „australijskimi Oscarami” i nagrodzony w Cannes. Film „Nitram” w kinach

Hipnotyczny „Nitram” Justina Kurzela wciąga w świat tytułowego bohatera, jak w mroczny, dziwny sen, po którym przychodzi szok i gwałtowne przebudzenie. To thriller psychologiczny z domieszką czarnego humoru i szczyptą surrealizmu – ekscentryczne, zwodnicze kino, precyzyjnie zmierzające do mocnego finału. Przyprawiający o gęsią skórkę niepokój, który przeszywa film, to w dużej mierze zasługa Caleba Landry’ego Jonesa. Portretuje w nim Martina Bryanta, jedną z najbardziej mrocznych postaci w historii współczesnej Australii. – To chyba najbardziej wymagająca rola w mojej dotychczasowej karierze. Jednocześnie mam poczucie, że „Nitram” to nie jest zwykły film – opowiadamy o czymś naprawdę istotnym kiedyś i teraz – mówi aktor. Za tę rolę – podczas 74. MFF w Cannes – otrzymał on nagrodę dla najlepszego aktora. To najwyższe jak do tej pory wyróżnienie w jego karierze.

Bohaterem opartego na faktach „Nitram” jest Martin Bryant, który w kwietniu 1996 roku zastrzelił 35 turystów odpoczywających w wakacyjnym ośrodku na Tasmanii. Opowiadając o największej masakrze w dziejach Australii, reżyser umieszcza przemoc poza ekranem. Z detektywistyczną pasją śledzi za to okoliczności, jakie doprowadziły zagubionego i niestabilnego psychicznie mężczyznę do dnia, w którym legalnie sprzedano mu broń.

W Australii, gdzie filmowy powrót do narodowej traumy wzbudził mnóstwo emocji, postać ta wciąż budzi kontrowersje. – Nic dobrego nie wynika z milczenia. Za to wspomnienia, nawet te mroczne, mają potężną siłę – mówił reżyser w jednym z wywiadów. Justin Kurzel, nieustraszony badacz historycznych traum, twórca głośnych „Snowtown”, „Prawdziwej historii gangu Kelly’ego” i „Makbeta”, po raz kolejny udowadnia, że rodzinne problemy, emocjonalne deficyty i dorastanie w samotności to prawdziwie wybuchowa mieszanka.

O aktorze

Caleb Landry Jones to jeden z najbardziej obiecujących aktorów młodego pokolenia. Jim Jarmusch (spotkali się w 2019 roku na planie „Truposze nie umierają”), Sean Baker czy Jordan Peele to tylko niektórzy z amerykańskich reżyserów ceniących sobie jego talent. Pochodzi z Teksasu, a obranie aktorskiej ścieżki kariery zawdzięcza… Bobowi Dylanowi. – Wyruszyłem do Los Angeles zachęcony słowami Boba Dylana w jednym z wywiadów. Próbowałem zbudować motocykl, ale nie udało mi się dokończyć go na czas, zadowoliłem się więc samochodem i ruszyłem w drogę – wspomina aktor. Muzyka była jego pierwszą miłością i w dalszym ciągu przeplata się z jego działalnością filmową. Czerpie w niej pełnymi garściami z alternatywnego i psychodelicznego rocka oraz muzyki indie. Dwa lata temu wydał nakładem Sacred Bones Records swój debiutancki album „The Mother Stone”. W listopadzie tego roku ukazał się jego kolejny krążek – „Gadzooks Vol. 2”.

Z kolei na planie filmowym zadebiutował w 2007 roku w małej roli u braci Coen „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Był to jednocześnie jego pierwszy (i od razu wygrany) casting w życiu. Od tego czasu jego aktorskie emploi rozrosło się do 35 produkcji, zarówno tych niezależnych – „Projekt Floryda”, jak i hollywoodzkich blockbusterów – seria „X-men” oraz seriali, m.in. „Breaking Bad”. W 2017 roku dołączył do obsady „Twin Peaks. The Return” Davida Lyncha. Przełomem w jego karierze okazał się horror Jordana Peela „Uciekaj” oraz nagrodzony dwoma Oscarami film „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, gdzie wcielił się w rolę sprzedawcy tytułowej powierzchni reklamowej. W 2023 roku pojawi się u boku Viggo Mortensena w filmie „Two Wolves” oraz w nowej produkcji Luca Bessona „DogMan”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *