Dzieciństwo 10-letniej dziewczynki o imieniu Mia zmienia się w wielką przygodę, kiedy jej rodzice postanawiają przenieść się z zatłoczonego Londynu do Afryki, aby w jej sercu prowadzić niezwykłą farmę. Pewnego dnia na świat przychodzi na niej piękne i jedyne w swoim rodzaju białe lwiątko o imieniu Charlie. Tak zaczyna się historia zdumiewającej przyjaźni między dziewczynką i wyjątkowym zwierzęciem, którzy wspólnie wychowują się w najbardziej malowniczym zakątku Ziemi.
Kiedy Mia kończy 14 lat, a Charlie dorasta i staje się potężnym lwem, jej ojciec podejmuje dramatyczną decyzję. Dziewczynka będzie musiała pożegnać się ze swoim dzikim przyjacielem raz na zawsze. Mia za nic w świecie nie chce na to pozwolić. Próbując uratować Charliego, decyduje się na ucieczkę w nieznane. Wspólnie z białym lwem opuszcza rodzinną farmę i wyrusza na poszukiwanie nowego domu dla przyjaciela. Tak oto zaczyna się decydujący test ich przyjaźni i najbardziej niesamowita przygoda w życiu Mii i potężnego króla zwierząt.
„Zaklinacz lwów” na planie
Film powstawał przez trzy lata, a więc na ekranie widać, jak dorastała zarówno Mia (grana przez pochodzącą z RPA Daniah De Villiers), jak i lew Charlie (który w rzeczywistości nazywa się Thor). Zdjęcia do filmu były realizowane m.in. w rezerwacie należącym do Kevina Richardsona. Był on również odpowiedzialny za nadzorowanie obecnych na planie filmowym lwów, a po zakończeniu zdjęć „przygarnął” zwierzęcych aktorów do swojego rezerwatu. Jest on także szefem fundacji chroniącej ten gatunek, a jego unikalne doświadczenia i praca z tymi dużymi drapieżnikami otworzyły wiele drzwi i rozbudziły wyobraźnię ludzi na całym świecie.
– Kevin Richardson jest dla mnie gwarantem etyki i rzeczywistej troski o lwy. Obserwuję go od wielu lat i przyznam, że jak zobaczyłam jego nazwisko w tym projekcie, to bardzo się ucieszyłam. Uwielbiam tego faceta, bo całe swoje życie poświęcił ochronie dzikich kotów. Jest z nimi w bardzo głębokiej relacji, ma szczególne umiejętności obcowania z tymi zwierzętami. Właśnie dlatego nazywa się go zaklinaczem lwów – mówi Martyna Wojciechowska, reporterka i podróżniczka, która wzięła udział w nagraniu polskiej wersji językowej filmu.
Martyna Wojciechowska narratorką
Martyna bez wahania zdecydowała się na udział w dubbingu filmu „Mia i biały lew”, w którym pełni rolę narratorki. Udział w polskiej wersji językowej był dla podróżniczki wyjątkowy, bo przesłanie filmu jest jej bardzo bliskie. – Jestem zachwycona. To film, który młodym widzom uświadamia, jak ważna jest ochrona zwierząt żyjących na wolności, w tym także lwów. Szczególnie, że nie myślimy o lwie jako o gatunku zagrożonym wyginięciem. Tymczasem przez działalność człowieka, także przez nieuzasadniony lęk, jaki czujemy przed tymi zwierzętami, populacja lwów spadła do tak niskiego poziomu, że niedługo będziemy mogli oglądać je tylko na obrazkach i na filmach – podkreśla.
Na szczęście dzięki tam filmom jak „Mia i biały lew” świadomość młodzieży w temacie ochrony gatunków rośnie. – To jest też bardzo optymistyczna historia, bo mówi o tym, że w tych młodych ludziach, w dzieciakach, które teraz dojrzewają, drzemie ogromny potencjał, żeby ten świat zmieniać, żeby uczynić go lepszym – mówi. Bliskie spotkania z dzikimi zwierzętami to dla Martyny Wojciechowskiej nic nowego. – Sama miałam bliskie spotkania z lwami i to jest zawsze szalenie emocjonujące. Nie ma nic wspanialszego niż zobaczyć lwa, który kroczy przez sawannę, w swoim naturalnym środowisku, choć dzisiaj są to już tylko parki narodowe. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam lwa na wolności, to czułam się wyróżniona, że to jest naprawdę zaszczyt, że doświadczam takiego bliskiego kontaktu z naturą i to niezwykły moment – opowiada podróżniczka.
Jednym ze scenarzystów filmu jest autor hitu „Jak wytresować smoka” wytwórni DreamWorks. Oprawę muzyczną skomponował Armand Amar, twórca ścieżki dźwiękowej do trzech części hitowej serii „Bella i Sebastian”.