W książce znalazły się artystki, które tworzyły w różnych czasach i technikach, prezentujące rozmaite nurty artystyczne i postawy twórcze. Pojawiają się tu postaci dobrze znane, a także te, o których być może nie jest jeszcze aż tak głośno. Poprzez ich dokonania i doświadczenia można prześledzić historię sztuki polskiej i światowej od wieku XIX aż do lat najnowszych, przyjrzeć się różnym aspektom twórczości artystek, a także ich podejściu do kwestii emancypacyjno-feministycznych, macierzyństwa, walki z wszechpanującymi maskulinizacją i patriarchatem świata artystycznego oraz łączenia sztuki z życiem rodzinnym.
Ta publikacja wpisuje się w falę rosnącego zainteresowania artystkami i odkrywania kolejnych nazwisk kobiet, które związały swe życie ze sztuką.
Fragment książki
„[…] Wbrew temu, co sugeruje częsty w muzeach brak prac wykonanych przez artystki lub brak wzmianek na ich temat w tradycyjnych opracowaniach historyczno-artystycznych, historia obecności kobiet w sztuce jest długa i sięga czasów najdawniejszych. Najnowsze badania dowodzą, że to właśnie kobiece dłonie stworzyły wiele z prehistorycznychmalowideł naskalnych. Według Pliniusza to kobieta jako pierwsza wpadła na pomysł pomalowania ściany budynku, a w historii starożytnej Grecji nie brakuje imion aktywnych malarek. W średniowieczu kobiety tworzyły zwykle w ramach pracy zakonnej: wykonywały ilustracje do manuskryptów czy dekoracje kościołów. Niestety, ich nazwisk nie poznamy pewnie nigdy – pozostały anonimowe, bo tego wymagała ich profesja. Pierwszymi nowożytnymi artystkami, jakie znamy, są Sofonisba Anguissola – której talent docenił sam Michał Anioł – oraz Artemisia Gentileschi, malarka i córka artysty, który ją uczył i w którego warsztacie początkowo pracowała. Gentileschi stała się znana w całej Europie – już jako dziewiętnastolatka samodzielnie podpisywała swoje obrazy, potem otworzyła własną pracownię. Była jednak niewątpliwym ewenementem: większości ówczesnych kobiet tego typu zajęcie nawet nie przychodziło do głowy. Ich główne zadanie stanowiło prowadzenie domu, a sztuka, jaką uprawiały (rysowanie, granie na instrumentach, malowanie) – bez względu na to, jak zdolne były – miała być jedynie sposobem na spędzanie czasu oraz na wzbudzenie zainteresowania starających się o ich względy mężczyzn. Po Artemisii Gentileschi w historii pojawiały się inne artystki, ale były nieliczne. Sytuacja zmieniła się dopiero w XIX wieku, kiedy to kobiety coraz głośniej zaczęły się domagać swoich praw i takiego samego jak mężczyźni dostępu do szkół i wystaw. Choć na całkowitą równość trzeba było jeszcze poczekać, panie częściej sięgały wtedy po materiały plastyczne nie tylko po to, by zdobyć mężów, pokazując im swe talenty, ale także po to, by faktycznie tworzyć. Praktyka ta często spotykała się z ogólnym niezrozumieniem – przywołam tu choćby postawę malarza Kazimierza Sichulskiego, który aspiracje artystyczne kobiet skwitował słowami: „Nie cierpię malujących bab. Co babie do pędzla?”,oraz ówczesny sposób oceny dzieł artystek, w ramach którego najwyższą pochwałą było stwierdzenie o „męskiej sile ich pędzla”. Jednak bez względu na kontrowersje, jakie wzbudzał, proces emancypacji powoli opanowywał całą Europę i Stany Zjednoczone. Kobiety wreszcie dopuszczone zostały do edukacji artystycznej (choć początkowo mocno okrojonej i znacznie droższej niż ta dla mężczyzn), a ich prace można było oglądać na oficjalnych pokazach – oczywiście dzieł kobiet było tam znacznie mniej od tych wykonanych przez mężczyzn. Te artystyczne pionierki otworzyły nieotwieralne, jak się kiedyś wydawało, wrota dla nowych pokoleń. W każdej kolejnej generacji pojawiało się coraz więcej artystek, chociaż ich droga twórcza oznaczała zwykle walkę i parcie do przodu wbrew wszystkiemu i wszystkim. Decydująca się na karierę artystyczną kobieta musiała – w wielu wypadkach– zrezygnować z rodziny i macierzyństwa, nieustannie mierzyć się z oceną innych, dotyczącą nie tylko własnych dzieł, ale także prowadzenia domu, wybranej ścieżki czy nawet urody – wreszcie niestrudzenie przebijać się przez stworzony i utrzymywany przez mężczyzn (artystów, wystawców, handlarzy, mecenasów i odbiorców) świat sztuki. Wiele zmieniły liczne wystąpienia artystek feministek, których działania w drugiej połowie XX wieku zwróciły uwagę na dyskryminację, sposób, w jaki mężczyźni postrzegają kobiety, i na trudności związane z ich chęcią zaistnienia w artystycznym świecie. To właśnie feministki zrewolucjonizowały świat i otworzyły prawdziwą dyskusję o równouprawnieniu, torując nowym pokoleniom artystek drogę do największych galerii na świecie. Dziś, choć nadal trudno mówić o całkowitej równości na scenie artystycznej (kobiety w porównaniu z mężczyznami wciąż są mniej widoczne, zarówno w galeriach, jak i na rynku sztuki), sytuacja prezentuje się znacznie lepiej niż wówczas, gdy feministki dopiero zaczynały działać. Ruch feministyczny, który zburzył zastany porządek, nie miał niestety pełnego odzwierciedlenia w Polsce – w czasach PRL-u dyskurs feministyczny był prawie zupełnie nieobecny. Propaganda głosiła równość płci i chociaż w rzeczywistości wcale ona nie istniała, nie można się było tym twierdzeniom sprzeciwiać. Tylko nieliczne polskie artystki włączyły się więc w działania feministyczne, a popularne na Zachodzie wystawy sztuki kobiet pojawiały się tu rzadko i były marginalizowane. Niespotykane wcześniej otwarcie na sztukę kobiet w Polsce przyniosły lata 90. XXwieku. Pierwsze dwudziestolecie wieku XXI to już prawdziwy boom. Dziś kobiety reprezentowane są przez najbardziej znaczące galerie prywatne, ich dzieła zaś powoli przebijają się do instytucji publicznych – coraz częściej ekspozycje muzealne są aranżowane tak, by uwzględniać najważniejsze nazwiska polskich twórczyń. Nie brakuje też wystaw czasowych – w ciągu zaledwie paru ostatnich lat mogliśmy się cieszyć znaczącymi pokazami prac Anny Bilińskiej-Bohdanowiczowej, Olgi Boznańskiej, Magdaleny Abakanowicz czy Tamary Łempickiej. Wszystkie przyciągnęły tłumy zwiedzających i wzbudziły ogromne zainteresowanie rzeszy wielbicieli sztuki. Na swoją kolej czekają teraz inne fascynujące twórczynie, które do tej pory bywały pomijane…