Film Romana Polańskiego ze Srebrnym Lwem! Festiwal w Wenecji wygrywa „Joker”
7 września, 2019
„Anna Jagiellonka” w wirze wielkiej polityki. O kobiecie, która była królem Polski
10 września, 2019

„Moje życie często nie było darem”. Józefa Hena porachunki z samym sobą [WYWIAD]

Józef Hen to nie tylko pisarz, ale scenarzysta wielu filmów i seriali (fot. wikipedia.org)

Choć nie uważa się za człowieka szczęśliwego, to za swoje największe osiągnięcie Józef Hen wcale nie uznaje kilkudziesięciu filmów czy książek, ale założenie rodziny. – Większość krewnych zginęła w czasie wojny, przeżyła matka i jedna siostra. Nie chodzi jednak o liczbę – to mój świat zginął. Założyłem rodzinę, która jest udana – deklaruje. Wciąż pisze i wydaje dzienniki, których uzbierało się już siedem tomów, ostatni zatytułowany „Ja, deprawator”. W czasie niedawno zakończonego Festiwalu Warszawa Singera spełniło się jego marzenie, ponieważ zorganizowany został przez Filmotekę Narodową – Instytut Audiowizualny cykl pokazów jego filmów. Portalowi Kultura wokół Nas opowiedział, czy lubi konfrontować się z widzami, dlaczego mówi, że nie ma złudzeń oraz czy swoje długie, prawie 96-letnie życie traktuje jako dar czy przekleństwo.

Ostatnio w ramach Festiwalu Warszawa Singera, Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny zorganizowała w Kinie Iluzjon przegląd Pana filmów. Czym dla Pana, jako pisarza i scenarzysty, jest takie wydarzenie?

Ktoś mi wyliczył, że mam na koncie ponad dwadzieścia tytułów. Zawsze marzyłem o tym, żeby pokazać widzom kino scenarzysty. Ja w tych filmach mam coś do powiedzenia, a te scenariusze jakoś się z sobą łączą. Jestem więc bardzo zadowolony i wdzięczny Filmotece Narodowej za tę okazję. To nie była moja inicjatywa, ale natychmiast się zgodziłem.

Jednym z wyświetlanych filmów był „Kwiecień”, ten o „gorszej”, czyli drugiej armii. Tylko takie rzeczy są ciekawe, zarówno dla literatury, jak i filmu, gdy są rozterki czy kompleksy.

To była też okazja do spotkania z publicznością. Lubi Pan się tak bezpośrednio konfrontować z widzami?

Myślę, że publiczności to jest potrzebne. Autor scenariusza może się bez tego obejść, są w końcu recenzje. Mówię to jako stary filmowiec. Kiedyś, jak była premiera w Kinie Skarpa czy Moskwa, to była prawdziwa uroczystość, po której się szło na bankiecik do SPATIF-u. Teraz jest trochę inaczej. Nie wypada jednak żebym narzekał, zwłaszcza że już nic nie kręcę. Ostatnio co prawda znaleziono w Filmotece kilka moich scenariuszy, zatwierdzonych, ale nie wyprodukowanych. Powody pewnie były różne, czasem kwestie finansowe, a innym razem „nie na czasie”.

Józef Hen w trakcie spotkania w Kinie Iluzjon (fot. Gosia Kawka)

Zarówno Pana scenariusze, jak i książki są mocno autobiograficzne. Czy chce Pan przestrzegać przed tym, czego sam doświadczył czy jest to sposób na rozliczenie się z własną przeszłością?

Dzielę się doświadczeniami pisząc, zarówno dzienniki, jak i fikcję. Każdy z nas ma inne doświadczenia, moje mogę uznać za bardzo szczególne. Nie chcę jednak nikogo pouczać. Sami czytelnicy, a mam ich trochę i to na różnym poziomie, powinni coś wynieść z tych moich doświadczeń.

Ostatnio mówi się, że stałem się pisarzem elitarnym. Piszę i wydaję dzienniki, które są bardzo różne, a w sumie to już siedem tomów. Pierwsze pięć to trzy księgi „Nie boję się bezsennych nocy”, „Dziennik na nowy wiek” i „Dziennika ciąg dalszy”. Pierwszy tom wyszedł w 1987 roku i miał powodzenie, wręcz zaskakujące. Następnie był „Powrót do bezsennych nocy”, a ostatnio „Ja, deprawator”. Po tym ostatnim tomie, który wyszedł zaledwie kilka miesięcy temu, usłyszałem od czytelników: „niech Pan nas jak najdłużej deprawuje”. To są takie moje porachunki, ale nie żebym chciał komuś przyłożyć, tylko z samym sobą. Zauważyłem, że skłonny jestem stosować autoironię.

(fot. Jerzy Troszczyński)

Mówi Pan, że nie ma w życiu złudzeń. Dlaczego?

Jeśli chodzi o złudzenia, to wierzyłem Montaigne’owi, że „świat jest nienaprawialny”. Są oczywiście pewne rzeczy, których będę się domagać, takie jak równość czy wolność. Taki po prostu jestem.

Moja książka – „Nowolipie” pokazuje losy dzieciaka, który często się mylił, bo każdy w życiu się myli. Myślę, że wiele osób po latach myśli sobie: „popełniłem błąd, szedłem złą drogą”. Ja nie mam sobie za dużo do wyrzucenia. Kiedyś napisałem: „nie wiem, co zrobię, ale wiem, czego nie zrobię”. Pewna czytelniczka przysłała mi wiadomość, że to dla niej ważne, czego nie zrobię.

Jak Pan patrzy na swoje długie życie, to traktuje je bardziej jak dar czy przekleństwo?

Uważam, że człowiek w ogóle żyje za krótko. Przeszedłem trudne chwile, życie często nie było darem, ale przekleństwem też na pewno nie. Mam pewne osiągnięcia, które dla niektórych są zresztą dyskusyjne, ale muszę się z tym pogodzić. Czytelniczki mówią czasem do mnie: „kochamy pana”, a ja im na to odpowiadam, że przedstawię listę osób, które mnie nie lubią.

Na pewno moim osiągnięciem jest założenie rodziny. Większość krewnych zginęła w czasie wojny. Przeżyła matka i jedna siostra. Nie chodzi jednak o liczbę – to mój świat zginął. Założyłem rodzinę, która jest udana. Mój syn pisze świetne powieści, choć wziął się do tego późno. To, że jest uzdolniony wiadomo było już jak miał kilka lat. Córka skończyła fizykę, ale okazała się humanistką. Z kolei moje wnuki – Ewa, której drugim dziadkiem jest Leopold Infeld, współpracownik Alberta Einsteina, ma najwidoczniej geny matematyczne i z matematyki zrobiła doktorat. Drugi wnuk napisał doktorat z historii we Florencji. Oboje chcą jednak mieszkać w Polsce.

Józef Hen w obiektywie syna (fot. Maciej Hen)

Czy uważa się Pan za człowieka szczęśliwego?

Nie używam tego słowa. Szczęście daje inny człowiek. Ostatnio dzwoniła do mnie moja dobra znajoma, ponieważ posprzeczała się z przyjaciółkami, które mówiły jej, że „ten Hen to jest z bardzo prostego domu”. Odpowiedziała im coś, co mnie zastanowiło: „a mnie się jego dom podoba”. Było nas czworo, wszyscy czytaliśmy, matka też. Ojciec był tolerancyjny, pozwalał nam grać w ping-ponga w jadalni. Tak, to był dobry dom, nieoderwany od życia, dający doświadczenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *