„Green Book”, „Bohemian Rhapsody” i „Roma”. Po raz. 76. rozdano Złote Globy
7 stycznia, 2019
„Śledztwo ostatniej szansy”. Wielopoziomowa gra w klimatycznym kryminale
8 stycznia, 2019

„Mężczyźni boją się współczesnych kobiet”. Maria Seweryn o singlach i związkach

Maria Seweryn w spektaklu „Beginning” w Teatrze WARSawy (fot. Rafał Meszka)

Czy w naturze człowieka jest potrzeba bycia z drugim człowiekiem? Czy miłość jest jedna na całe życie? Te pytania zadają sobie bohaterowie sztuki Davida Edridge’a „Beginning”, którą w Teatrze WARSawy wystawia Adam Sajnuk. Stawia je sobie również Maria Seweryn, odtwórczyni roli Laury. – Trudno jest pójść na kompromis. Po przejściach, poranieni, boimy się znów zaryzykować – uważa aktorka. Wszystkim samotnym czterdziestolatkom przypomina, że „związek to wysiłek, praca, a my często jesteśmy wygodni i leniwi”.

Z ostatnich statystyk wynika, że problem samotności dotyka już siedmiu milionów Polaków. Czy widzowie sztuki „Beginning” w Teatrze WARSawy są gotowi, by zmierzyć się z prawdą o sobie samych?

Myślę, że tak. Teatr jest najlepszym i najbezpieczniejszym miejscem dla takich konfrontacji z samym sobą! Laura i Daniel to „archetypy”, które pewnie każdy z nas zna ze swojego otoczenia lub sam jest jednym z nich. Wiele kobiet po czterdziestce w Polsce jest samotnych, tzw. singielek. Są niezależne, pracują, spełniają się zawodowo, ale są same. I jest też wielu mężczyzn po czterdziestce, którzy są po rozwodzie, mają dzieci, których nie widują, bo żyją w konflikcie ze swoją byłą żoną czy też mamą dziecka. Oni też są samotni.

Wiele z tych osób chciałoby nawiązać jakąś nową głębszą relację, ale kiedy jest się przyzwyczajonym do swojej samotności, ma się wyraźne poglądy, które określają nasz stosunek do świata, naszą osobowość, dają nam poczucie bezpieczeństwa, to trudno jest z tym wyjść do drugiej osoby, pójść na kompromis. Po przejściach, poranieni, boimy się znów zaryzykować, znów uwierzyć. Poza tym związek to wysiłek, praca, a my jesteśmy wygodni i leniwi.

Maria Seweryn i Tomasz Borkowski w rolach Laury i Daniela (fot. Rafał Meszka)

Kim są główni bohaterowie: Laura i Daniel?

Absolutnie nic ich nie łączy, poza samotnością i wiekiem. Są całkowicie z innych światów, jakby z innych planet. On średnio zarabia, nie widuje się z dzieckiem, na powrót zamieszkał z mamą i ma poglądy konserwatywne, prawicowe. Ona nie ma rodziny, jest niezależna, świetnie zarabia, jest mocno lewicowa, bardzo otwarta na świat i tolerancyjna. Jakiegokolwiek tematu nie poruszyliby, nie mogą się ze sobą zgodzić.

Ale ciekawe jest też to, że pomimo tego, pomimo tej nocy wyrządzanych sobie nawet krzywd, wypowiadanych strasznych słów, upokorzeń, z ogromnym i rozpaczliwym wysiłkiem prowadzą walkę o to, żeby jednak nawiązać ze sobą relację. Bo oprócz tej sfery racjonalnej, jest to coś, co ich do siebie przyciąga. Niektórzy mówią o tym chemia, inni miłość… To w „Beginning” jest chyba najbardziej poruszające.

(fot. Rafał Meszka)

W spektaklu w reżyserii Adama Sajnuka poszukujecie odpowiedzi na pytanie: czy samotność to już styl życia czy bardziej epidemia i problem. A Pani czemu jest bliższa?

Czy rzeczywiście w naturze człowieka jest potrzeba bycia z drugim człowiekiem, czy też jej nie ma? Czy miłość jest jedna na całe życie? Czy jeśli ktoś mówi, że jest samotny z wyboru, to jest to prawdą? Czy to życie wirtualne na Facebooku, Instagramie, Twitterze, te piękne selfie, podróże, imprezy, to szczęście i spełnienie wypływające stamtąd jest prawdą? Czy samotność nie jest po prostu wygodniejsza? Nie musimy się konfrontować, funkcjonować ze sobą, budować relacji. Komunikacja jest teraz tak rozwinięta, że możemy mieć wszystko: jedzenie, seks, psychologa, rozrywkę, nie musząc prawie w ogóle komunikować się bezpośrednio z drugim człowiekiem. Tylko czy na pewno tego chcemy?

Laura mówi: „to nie jest tak, że ja szukam mężczyzny, nie potrzebuję go, jestem całkiem szczęśliwa sama” i ona naprawdę w to wierzy. Z kolei biologia, jej ciało, może serce mówią coś zupełnie przeciwnego.

(fot. Rafał Meszka)

A męskie spojrzenie na tę kwestię jest inne niż to kobiece?

Jasne jest, dlaczego kobiety walczą o swoje prawa i niezależność, aby nie stać niżej, tyle samo zarabiać, móc decydować o sobie, być partnerem dla mężczyzny. Konsekwencją tego jest chyba kryzys męskości. To dość prosty mechanizm. Kobiety poszły do przodu, nabrały siły, ale niewielu mężczyzn umiało i umie sobie z tym poradzić. Część zareagowała na to po prostu źle i agresywnie. Inni się wycofują, mówiąc, że boją się współczesnych kobiet. O tych drugich kobiety mówią źle, z pogardą, a mnie ich żal.

Ale jest jeszcze jedna grupa mężczyzn, którzy w tym rozwoju kobiet widzą po prostu pozytyw. Rozumieją, że kobiety nie chcą dominować, tylko chcą równowagi. Ci mężczyźni cieszą się, że na przykład mogą na równi z kobietą zajmować się dziećmi, nie muszą być jedynymi żywicielami rodziny, nie widzą w tym zagrożenia. Męskość to nie silna ręka i wielkie ego. Męskość to spokój i wielka czułość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *