Skorumpowany, ponury gliniarz z Bukaresztu (Vlad Ivanov) przypływa na Gomerę, jedną z Wysp Kanaryjskich, by nauczyć się sekretnego lokalnego języka gwizdów, el silbo. Dzięki niemu może dogadywać się z mafią i planować porwanie, gwiżdżąc na policyjne podsłuchy. Nauczycielami Rumuna zostają tutejszy gangster i tajemnicza, ciemnowłosa femme fatale (Catrinel Marlon).
Takie postaci nie mogło zabraknąć w opowieści mistrzowsko doprawiającej mieszankę kryminału, komedii, heist movie i westernu garścią błyskotliwych nawiązań do filmów noir. Zresztą to właśnie kobiety pociągają za sznurki tej nietypowej opowieści o policjantach i złodziejach.
Cannes i „rumuńskie Oscary”
Mistrz rumuńskiej Nowej Fali zabiera widzów na wakacje od powagi, i to nie byle gdzie, bo na Gomerę, jedną z Wysp Kanaryjskich. Sprytnie buduje komedię o cynicznym policjancie uwikłanym w podwójną grę. Jego film jest pochwałą własnego języka, którym można opowiadać o świecie bez uciekania się do klisz, i w którym humor obnaża dętą powagę wszelkich struktur i instytucji – czy będzie to przywiązana do rytuałów mafia, uzależniona od biurokracji policja, czy ślepo powielające gatunkowe przykazania Hollywood.
„La Gomera” była prezentowana w Konkursie Głównym Festiwalu w Cannes – jako pierwszy film Corneliu Porumboiu, gdzie konkurował z takimi tytułami jak „Parasite”, „Portret kobiety w ogniu” czy „Ból i blask”. Obraz zgarnął również aż dziewięć „rumuńskich Oscarów” (Nagrody Rumuńskiej Akademii Filmowej) w najważniejszych kategoriach, w tym dla najlepszego filmu, reżysera, za scenariusz oraz zdjęcia.