Jej klasa jest legendarna, ale jak można przeczytać w książce, to nie wszystko. Za portretem damy kryje się postać nieszablonowa. Arcybarwna, kobieta z błyskiem w oku, olśniewająca na wielu poziomach i na każdym etapie życia. O tak ciekawym życiu, że mogłoby stać się kanwą filmowego scenariusza.
„Wcale nie marzyła o byciu aktorką. Jako dorastająca panienka, wielbicielka kotów i psów, wyobrażała sobie siebie na studiach weterynaryjnych na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, gdzie poznali się jej rodzice. Tyle że pewnego dnia w jej życie wkroczył przypadek. Przypadek miał twarz Pawła Komorowskiego, asystenta reżysera Antoniego Bohdziewicza. Na korytarzach warszawskich szkół wypatrywał nastolatki do roli panny z dworku, Klary Raptusiewiczówny, bohaterki Fredrowskiej „Zemsty”, której ekranizacja właśnie zaczynała być przygotowywana. W żeńskim gimnazjum imienia Narcyzy Żmichowskiej, przy ulicy Klonowej w Warszawie, zwrócił uwagę na jedną z dziewczyn: wyprostowaną jak struna, śliczną, piegowatą uczennicę IX klasy, Beatę Tyszkiewiczównę. Przemawiało za nią sporo: ponadprzeciętna uroda, świeżość i pewnie nazwisko, które było podpowiedzią, że może i obycia przed kamerą trzeba będzie dziewczynkę nauczyć, ale dystynkcji panny z dworku już nie. Przygoda zaczynała nabierać tempa, najpierw odbyło się spotkanie z reżyserem, potem siedemnastoletnia Beata została zaproszona na zdjęcia próbne do Łodzi. Świat sprzyjał, nawet dotąd bardzo kontrolująca mama wyraziła zgodę na udział w przygodzie. Tydzień później przyszła odpowiedź, że… jednak nie, dziękujemy, szukamy kogoś innego. Oczywiście, jak wiadomo z historii polskiego kina, finalnie Beata zagrała Klarę. Wkrótce została ponownie zaproszona przed kamerę. Tym razem partnerował jej nowy kandydat do roli Wacława, Ryszard Barycz. Energia popłynęła inaczej, zrobiło się jaśniej, dość że reżyser klasnął w dłonie: mamy Klarę. Ziarno wielkiej filmowej kariery zostało zasiane.
(…) Przyszła aktorka mogłaby być patronką krnąbrnych dziewczyn o nielinearnym kontakcie ze szkołą. Bo choć udało jej się zmienić gimnazjum na zakonne, prowadzone przez niepokalanki w Szymanowie, to wkrótce czekało ją kolejne zaskoczenie: nie zdała matury z języka polskiego. Jej praca została oceniona jako nie na temat. Co dalej? Przypadkiem na ulicy natknęła się na swojego reżysera, Antoniego Bohdziewicza. Ten zagaił, ucieszony ze spotkania, pytając o jej życiowe plany, a wysłuchawszy przebąkiwań o weterynarii, aż się cały zatrząsł: „Po takim debiucie? Na weterynarię? Masz zdawać do szkoły teatralnej. Idź dowiedz się, kiedy są egzaminy! Nie masz matury? Tym lepiej, tym lepiej!”
O autorce
Anna Augustyn-Protas to dziennikarka, redaktorka, autorka publikacji i książek o dobrym życiu. Występowała w telewizyjnych programach o książkach, współtworzyła programy o kulturze i sztuce. Pisała wywiady do „Marie Claire” i „Pani”, była redaktorką „Bluszcza” oraz rubryk o zdrowiu i urodzie w „Claudii”. Entuzjastka kobiecej energii i idei wspierania się kobiet.