Przebiegłe kochanki, pospolite zbiry, zazdrośni mężowie. „Przed sądem II RP”
16 października, 2020
Humanista, nonkonformista, mistrz. Biografia „Kołakowski. Czytanie świata”
17 października, 2020

„Geniusz baroku”. Wielka prezentacja dorobku Szymona Czechowicza w Krakowie

Wystawę można oglądać w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie (fot. Tomasz Markowski)

Ponad 200 obrazów i rysunków, w tym sporo zupełnie nieznanych, znalazło się na pierwszej monograficznej wystawie twórczości Szymona Czechowicza – Polaka, który swym talentem równał się z najlepszymi włoskimi malarzami swego czasu. Ekspozycja w Muzeum Narodowym w Krakowie to niezwykła okazja do spotkania z wielką sztuką późnego baroku. Jest też próbą szerokiego ukazania artyzmu Czechowicza i przypomnienia jego dokonań, dziś niesłusznie zapomnianych. Przygotowania do niej trwały cztery lata. Można na niej obejrzeć dzieła mistrza sprowadzone z bardzo wielu muzeów i kościołów z Polski, Francji, Litwy, USA, Ukrainy i Włoch. Wystawę „Geniusz baroku. Szymon Czechowicz 1689–1775” można zwiedzać do 28 marca.

Polska zawdzięcza dużo więcej kulturze włoskiej niż tylko freski z XIV wieku w tzw. Starej Zakrystii w Niepołomicach, „Damę z gronostajem”, Wawel, Kaplicę Zygmuntowską czy Sukiennice. Jej częścią jest także twórczość Czechowicza. Bo najważniejsze jest to, że był on „malarzem rzymskim działającym przez większość życia daleko od Włoch” – pisze w katalogu wystawy dr hab. Zbigniew Michalczyk. I choć nie tak znanym jak chociażby Marcello Bacciarelli, to jego twórczość jest „jednym z najważniejszych zjawisk artystycznych wiążących kulturę staropolską ze sztuką Rzymu”.

– Wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie pozwala docenić malarstwo Szymona Czechowicza co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze obrazy artysty wykształconego we Włoszech pokazują, że w ramach italianizującego idiomu artystycznego potrafił on poruszać się z twórczą swobodą, proponując oryginalne układy kompozycyjne czy zestawienia barwne, a dzięki temu może być dziś traktowany jako malarz samodzielny, zajmujący odrębne miejsce w historii sztuki. Po drugie obecność jego dzieł w wielu ośrodkach I Rzeczypospolitej, w Polsce, Litwie, Ukrainie i Białorusi przypomina, że kraje te tworzyły jeszcze w XVIII wieku, w przededniu rozbiorów, wspólną przestrzeń kulturową i cywilizacyjną. Po trzecie należy podkreślić, że związki artysty z Włochami to jeszcze jeden, ale wyjątkowej klasy dowód na znaczenie sztuki włoskiej dla polskiej historii sztuki, a w szerszej perspektywie przypomnienie o łacińskich kontekstach kultury I Rzeczypospolitej, blisko związanej z Rzymem i katolicyzmem – uważa prof. dr hab. Andrzej Szczerski, dyrektor MNK.

Chrystus ukazujący się apostołom po zmartwychwstaniu, Szymon Czechowicz, 1758 (fot. MNK)

Czechowicz to tajemnicza postać

Polak, urodzony w 1689 roku Krakowie, trafił pod skrzydła magnata Franciszka Maksymiliana Ossolińskiego, u którego grał w kapeli i który potem wysłał go na naukę do Rzymu. Zapewne około 1711 roku jest już w Rzymie. W Wiecznym Mieście spędził podobno 20 lat, studiował w Akademii św. Łukasza, gdzie w roku 1716 zdobył nagrodę w konkursie dla studentów. Jako dojrzały już malarz wykonał m.in. obraz „Święta Jadwiga” do kościoła polskiego zwanego San Stanislao dei Polacchi. Był czynnym członkiem stowarzyszenia artystów malarzy zwanych Virtuosi, które funkcjonowało przy Panteonie. Ostatnim jego rzymskim dziełem był obraz „Wniebowzięcie Marii” dla kolegiaty w Kielcach, namalowany w roku 1730. Zaraz potem wrócił do Polski.

Po przyjeździe do kraju osiadł w Warszawie; zamieszkał w kamienicy przy Rynku Starego Miasta. Nie udało mu się zostać artystą królewskim, lecz nie brakowało mu zamówień magnaterii: Ossolińskich, Sanguszków, Sapiehów, Branickich. Był malarzem głównie religijnym i pracował nad wystrojem kościołów rozrzuconych na całym terenie Rzeczypospolitej: Mazowszu, Wielkopolsce, Podlasiu, Litwie, Rusi. Na zamku w Podhorcach, na wschód od Lwowa, hetman Rzewuski zgromadził całą kolekcję dzieł Czechowicza. Artysta zmarł w roku 1775 w Warszawie. Był tercjarzem kapucyńskim i pochowano go w kościele zakonnym przy ul. Miodowej.

(fot. Tomasz Markowski)

Wyrastał ponad przeciętność

– Znamy portrety Czechowicza, z których wynika, że był to człowiek niepozorny z wyglądu. Podobno był skromny, pobożny i niezwykle pracowity. Można doliczyć się kilkuset dzieł jego pędzla lub jemu przypisywanych. Nie ma właściwie polskich artystów nowożytnych, którzy pozostawili by tak dużą spuściznę, dzięki czemu udało się zestawić naprawdę dużą i reprezentatywną wystawę monograficzną jego prac. Był to przy tym twórca wybitny, którego dzieła z powodzeniem konkurują poziomem ze współczesnymi mu malarzami Rzymu, a w Polsce zdecydowanie wyrastał ponad przeciętność – opowiada kurator wystawy dr Tomasz Zaucha. Malarstwo barokowe w Polsce kończy się właśnie na Czechowiczu. Był geniuszem w stosowaniu rozwiązań kompozycyjnych nawiązujących do najlepszych renesansowych i barokowych wzorów, skrótów, biegłym rysunkowo i technicznie twórcą. Były to umiejętności nabyte w Rzymie – stolicy artystycznej Europy w okresie baroku.

Na wystawie zebrano 213 dzieł z Polski, Francji, Litwy, Ukrainy, USA oraz Włoch. Sprowadzono je z 26 miejscowości, w tym 8 zagranicznych – 47 parafii, zakonów, muzeów, bibliotek, instytucji kultury i kolekcji prywatnych. W sumie, staraniem MNK, przeprowadzono konserwację 109 dzieł prezentowanych na wystawie oraz zdigitalizowano na potrzeby katalogu wystawy 356 obiektów. Oprócz dzieł Czechowicza na wystawie pokażemy także prace takich artystów jak: Sebastiano Conca, Corrado Giaquinto, Giovanni Antonio Grecolini, Carlo Maratti, Giacomo Triga, François Glaize, Robert Audenaerde, Jerzy Eleuter Szymonowicz-Siemiginowski, Jan Bogumił Plersch, Łukasz Smuglewicz, Franciszek Smuglewicz, Francesco Bartolozzi, Nicolas de Larmessin, Willem de Leeuw, Aegidius Sadeler, Jan Witdoeck, Georg Andreas Wolfgang, Jean Daulle, Nicholas Dorigny, Pietro Francavilla, Marco Benefial, Placido Costanzi, Francesco Fernandi (Imperiale), Agostino Masucci, Ludovico Mazzanti, Giuseppe Passeri, Martin Engelbrecht, Tadeusz Kuntze, Augustyn Mirys i Jacek Olesiński.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *