

Komendant obozu koncentracyjnego na Majdanku znowu zastał w swoim gabinecie hrabinę Suchodolską, która zgłosiła się do niego z kolejnym żądaniem.
(…)
Jedną z udręk pracy Florstedta były kontakty z Polakami i organizacjami, które zajmowały się dostarczaniem żywności i lekarstw dla polskich więźniów Majdanka. Rada Główna Opiekuńcza (RGO) i Polski Czerwony Krzyż były o wiele bardziej stanowcze i skuteczne niż podobne organizacje działające w Rzeszy. Te tutejsze uzyskały pozwolenie na cotygodniowe dostawy chleba i innych produktów spożywczych do obozowych kuchni oraz na zaopatrywanie więźniów w paczki żywnościowe i z artykułami pierwszej potrzeby, a także na dostarczanie lekarstw do obozowych szpitali. Jednak hrabina Janina Suchodolska z Rady Głównej Opiekuńczej nieustannie nalegała na więcej: niestrudzenie domagała się zwiększenia dostaw żywności i leków. Zaproponowała nawet, że będą dostarczać zupę dla więźniów. Takie rzeczy w innych obozach koncentracyjnych były absolutnie wykluczone. Gdy hrabina otrzymała odpowiedź odmowną, zaczęła nachodzić wyższych oficerów SS i różne instancje, aż w końcu przekonała jednego z nich, że spełnienie jej próśb w pewnym sensie leży w niemieckim interesie.
Na domiar złego wykorzystywała swoje wizyty na Majdanku, by podglądać, jakie warunki panują w obozie. Wszelkie wysiłki, by ją odstraszyć, okazały się bezowocne. Niewysoka, drobna brunetka pozostawała niewzruszona i nie dawała się wyprowadzić z równowagi krzykami i groźbami hitlerowskich funkcjonariuszy. Kiedyś udało jej się nawet ostrzec władze sanitarne przed wybuchem epidemii tyfusu wśród więźniów, czym zmusiła Florstedta, by stworzył dla nich choć pozory leczenia.
Potem hrabina zaczęła zadręczać komendanta tematem tysięcy polskich chłopów przebywających w obozie. W lipcu zesłano ich na Majdanek, by przejąć należące do nich gospodarstwa i przeznaczyć je dla niemieckich osadników. Ponieważ Niemcy szybko wysłali najsilniejszych do pracy przymusowej w Rzeszy, w obozie pozostały głównie dzieci i osoby w podeszłym wieku. Po kilku tygodniach słabsi więźniowie umierali z powodu odwodnienia, głodu i chorób, i to w skrajnie szybkim tempie nawet jak na Majdanek. Hrabina w jakiś sposób zdołała przekonać niemieckie władze do uwolnienia 3600 chłopów, choć pod warunkiem że jej organizacja dostarczy wszystkie wymagane dokumenty i znajdzie dla uwolnionych nowe miejsce do życia. W ciągu kilku dni hrabina Suchodolska i jej współpracownicy zdołali załatwić obie sprawy.
Kobieta pojawiła się przed bramą obozu wczesnym rankiem, chcąc odebrać cywilów. Tam została poinformowana, bez żadnych wyjaśnień, że niemal połowa wyznaczonych więźniów nie jest „dostępna” i nie zostanie uwolniona. Pozostałych zebrano na trzecim z pięciu pól więźniarskich, oddalonym mniej więcej kilometr od bramy, przed którą czekała hrabina. Ten dystans dla wielu okazał się nie do pokonania: hrabina z coraz większym niepokojem obserwowała, jak więźniowie bezskutecznie próbują się nawzajem podtrzymywać, jak potykają się, upadają, a potem leżą w piachu bezsilni i bezbronni. Udała się więc do biura Florstedta z żądaniem, by zezwolił na wpuszczenie na teren wozów, ciężarówek i ambulansów. Zgoda na transport cywilów z obozu koncentracyjnego stanowiła całkowite pogwałcenie przepisów bezpieczeństwa SS! Ale Florstedt wiedział, że nie ma sensu odmawiać, ponieważ wtedy hrabina po prostu go pominie i uda się do kogoś wyższego stopniem.
Tak więc już po dwóch godzinach w obozie pojawiły się wozy, autobusy i ambulansy, które hrabina ściągnęła z miejscowych firm i organizacji.
W sierpniu 1943 roku z Majdanka uwolniono 2106 chłopów. Ponad 25 procent trafiło do dwóch największych lubelskich szpitali, blisko 200 umarło po kilku dniach, ponad połowę stanowiły dzieci poniżej dwunastego roku życia. Jednak około 1900 osób przetrwało dzięki wysiłkom hrabiny Suchodolskiej i wielu jej współpracowników.
Jej pomoc dla więźniów Majdanka na tym się nie zakończyła. Hrabina nieustępliwie przekonywała Niemców do kolejnych ustępstw, a oni stopniowo zgadzali się na zwiększenie dostaw żywności, lekarstw i innych artykułów. Pozwolili jej nawet na dostarczenie przystrojonych choinek, by więźniowie mogli świętować Boże Narodzenie. Do lutego 1944 roku Rada Główna Opiekuńcza pięć razy w tygodniu dostarczała zupę i chleb dla 4 tysięcy polskich więźniów na Majdanku, a dodatkowo także inną żywność i leki. Hrabina często osobiście przemycała zupę do obozu pod czujnym okiem strażników.
Przez cały okres kontaktów Janiny z niemieckimi funkcjonariuszami nikt nie podejrzewał, że nieustraszona i pewna siebie kobieta o arystokratycznych manierach nie jest hrabiną ani nie nazywa się Suchodolska. Naprawdę nazywała się Józefa Spinner Mehlberg, była genialną matematyczką, oficerem Armii Krajowej i Żydówką.

O autorkach książki
Elizabeth „Barry” White – przez wiele lat pracowała w United States Holocaust Memorial Museum, gdzie byłahistoryczką oraz dyrektorem do spraw badań naukowych w Center for the Prevention of Genocide. Wcześniej zaś w Departamencie Sprawiedliwości zajmowała się ściganiem i oskarżaniem zbrodniarzy nazistowskich oraz innych naruszających prawa człowieka.
Joanna Śliwa jest historyczką w Conference on Jewish Material Claims Against Germany w Nowym Jorku, gdzie zarządza też programami akademickimi. Wykładała historię Holokaustu i Żydów na Kean University i RutgersUniversity. Jest konsultantką historyczną i badaczką. Jej pierwsza książka, „Jewish Childhood in Kraków: A Microhistoryof the Holocaust”, w 2000 roku zdobyła Ernst Fraenkel Prize przyznawaną przez The Wiener Holocaust Library.