Nie tylko chłopcy marzą o lataniu. Poznając historię awiacji okazuje się, że kobiety zdobywały niebo na równi z mężczyznami. Sterowały pierwszymi powietrznymi statkami i konstruowały własne skrzydła z drewna. Jednak zawsze było im nieco trudniej, bo oprócz grawitacji musiały pokonać ludzką niechęć. „O, znowu baba! I co? Też będziesz płakać?”, „Jak na babsko, to ujdzie” – słyszały od swoich instruktorów. Nie pozwoliły jednak, by mężczyźni zniszczyli ich marzenia.
W latach 20. XX wieku Karolina jako pierwsza Polka samodzielnie siada za sterami. Basia, Anna i Jadwiga pilotują najszybsze myśliwce czasów II wojny światowej, a Kasia, dziewczyna z małej wioski, ujarzmia srebrnego smoka – wojskowego MiG-a. To losy pierwszych Polek za sterami samolotów z początków lotnictwa, tych które latały w trakcie II wojny światowej, a także w czasach PRL i w wolnej Polsce.
„Dziewczyny na skrzydłach”
Karolina Iwaszkiewiczówna – pierwsza polska lotniczka: „pewnej styczniowej nocy 1941 roku matkę i mnie obudziło pukanie do drzwi. W drzwiach stanął wysoki ciemnowłosy mężczyzna, ponaglał, byśmy poszły za nim. Poprowadził nas przez miasto do miejsca, gdzie czekała wojskowa ciężarówka. Kolejne godziny w podróży trzęsło nami, aż uderzałam głową o twardy brezent dachu. Dotarłyśmy do Rygi. W drodze do samolotu, którym miałyśmy odlecieć z Rygi do Sztokholmu, matka tłumaczyła mi, jak mam się zachować, gdyby złapali nas radzieccy żandarmi i rozdzielili ze sobą. Miałam nawiązać kontakt z babcią przez poste restante – Bóg jeden wie, że nie miałam pojęcia, co to w ogóle znaczy. Na szczęście bezpiecznie doleciałyśmy do Sztokholmu. […] Nie zapytałam nigdy matki, jak zorganizowała naszą ucieczkę, a ona nigdy nie zdradziła szczegółów. Wkrótce szlak przerzutowy, którym uciekłyśmy, stał się niedostępny dla uchodźców”.
Halina Kamińska-Dudek – pierwsza kobieta w historii Polski latająca myśliwcem: „w początkach lat pięćdziesiątych wyszła za lotnika Jana Wieczorka. Na komisji rekrutacyjnej obiecywała pilnować serca w czasie szkolnej nauki i poświęcić czas wyłącznie lotnictwu (tak, została zapytana o taką kwestię!). Jednakże wkrótce po ukończeniu szkoły młoda piękna kobieta postanowiła zadbać o swoje życie osobiste. Z tego związku urodziła się córeczka Jola. Jej mama miała odtąd wciąż nosić w sobie znane wielu kobietom ciche poczucie winy względem dzieci, przy których nie zawsze można czuwać, i względem siebie, gdy wzywała tęsknota za pasją. Halinie proponowano etat tak zwany nielotny, który w przeciwieństwie do stanowiska pilota gwarantował stałe godziny pracy. Odmówiła. Fakt bycia matką nie odebrał jej marzeń. Postarała się za to dopasować wojskowe wymagania i obowiązki do nowej matczynej rzeczywistości. Dla wielu osób musiało to być szokujące. Dla innych, życzliwie nastawionych, godne podziwu i zapamiętania. Po ponad 50 latach przełożony Haliny płk pil. Bohdan Mickaniewski napisał do niej w liście: Zawsze będę pamiętał, że miałem w kluczu taką instruktor pilot, która w czasie przerwy w lotach leciała do Radomia [w tamtym czasie część lotników z Radomia pracowała na zapasowym lotnisku Piastów – przyp. ARL], karmiła dziecko piersią, wracała i latała dalej. Dodatkowo wykonywała jeszcze loty z uczniami kolegi, bo ten źle się czuł.”