„Kobiety mafii” wychodzą w świat i stają się produkcją międzynarodową. Jak się pracowało na planie?
Gram od czterech produkcji w filmach Patryka Vegi i styl pracy cały czas pozostaje ten sam, to nienaruszalne. Już w pierwszej części „Kobiet mafii” wyjeżdżaliśmy za granicę, miałam zdjęcia np. w Szwecji i Danii. Tym razem dołączyła do nas Angie Cepeda, która przyjechała aż z Los Angeles i jest miłą niespodzianką dla widzów.
Jest również mój partner z niejednego filmu, czyli Piotr Adamczyk. Tutaj nie jesteśmy parą, ale mieliśmy jedną wspólną scenę, ponieważ gra mojego współpracownika. Poza tym jest jeszcze młoda, ale bardzo utalentowana Ola Grabowska. To takie trzy zupełnie nowe postaci. Mamy też piękne epizody drugoplanowe, grane przez Sobotę i Michała Karmowskiego, którzy są moją gwardią przyboczną.
Gangsterskie porachunki zostają, ale grana przez Panią Niania przechodzi prawdziwą metamorfozę.
Ona się bardzo rozwinęła. W pierwszej części nie za bardzo było wiadomo, co to za dziewczyna. Pod koniec filmu okazało się, że to jednak „gangus”. W drugiej części zarządza mafią w Warszawie, ale próbuje zmienić swoje życie. Wyjeżdża do Kolumbii, gdzie chce zrobić kokainowy deal życia, aby następnie wrócić do Polski i szybko się wzbogacić. Wszystko po to, aby uciec od złego życia gdzieś na koniec świata, w jakieś bezpieczne i piękne miejsce ze swoim adoptowanym synem. To jest dla niej najważniejsze, dlatego zaryzykuje wszystko, żeby ten plan zrealizować.
Z jednej strony jest bezwzględną, złą i niebezpieczną kobietą, która jak ma cel to działa bezpardonowo. Z drugiej strony ma wielką potrzebę kochania i bycia kochaną. Prawdopodobnie w przeszłości straciła dziecko, dlatego to taki jej słaby punkt, który jednocześnie sprawia, że nadal jest człowiekiem.
Takie mocne kino: przemoc, narkotyki, Panią kręci?
Jeżeli jest dobry scenariusz, a tak jest w przypadku „Kobiet mafii”, to jak najbardziej. Ta rola to dla mnie wyzwanie. Dosyć dobrze czuję się w stylistyce kryminalnej, takiej dziewczyny z giwerą. Kiedyś grałam już w serialu „Fala zbrodni”, ale wtedy byłam po drugiej stronie, czyli w roli policjantki, ale z różnymi dylematami. Lubię tego typu wyzwania i emocje. To jest coś, do czego jest mi najbliżej.
Wspomniała Pani, że to już czwarte spotkanie z tym samym reżyserem. Nie boi się Pani zaszufladkowania jako „aktorka Vegi”?
Nie przeszkadza mi to. To w ogóle nie są rzeczy, nad którymi warto się zastanawiać. Mogę sobie wyobrażać, że powinnam zagrać w tym czy w tamtym filmie. Potem Patryk wysyła mi swój scenariusz i chcę w tym zagrać, bo jest tam dobra rola. Nie mam więc polityki, która by zakładała, że na jakąś rolę czekam. Patryk proponuje mi role bardzo krwiste, barwne, w których mam dużo do grania, a ja takich rzeczy właśnie szukam.
To chyba nie tylko scenariusz, ale chemia musi być na planie.
Dosyć dobrze się rozumiemy. Mamy tzw. czystą przelotkę, czyli nie generujemy spraw między sobą. Jeżeli mam coś do powiedzenia, to po prostu mu mówię. On wysłuchuję tego, z czym przychodzę i o co proszę. To jest bardzo dobra relacja aktorka-reżyser. Wydaje nam się i fajna i twórcza. Dopóki będzie to miało miejsce, to bardzo przepraszam, ale będziemy się spotykać.