„Ussajro i Tomkin przejmują liny i krążą z niedźwiedziem wokół pala. Próbują przyciągnąć go do rozłożonych na matach darów. Ciągną z całej siły, żeby choć na chwilę zatrzymać przy nich pysk zwierzęcia. Ale wyrywa się im, w panice rzuca między drzewa. Jeszcze jedno gwałtowne szarpnięcie usadza niedźwiedzia. Siedzi na zadnich łapach i przeciągle wyje. Kobiety klaszczą, zawodzą pożegnalną pieśń. Niedźwiedź rozgląda się wokół. Ma szklane spojrzenie i rozwarty, spieniony pysk, którym szybko łapie oddech. Nie jest człowiekiem. Nie jest bogiem. Jest tylko dzikim, przerażonym zwierzęciem, które nie ma już siły uciekać. Pozwala przyciągnąć się do słupa. Patrzy nieprzytomnym wzrokiem na mężczyzn biegnących coraz szybciej wokół niego. Sznury oplatają go z każdą chwilą ciaśniej, przygniatają do pala. Szarpie się jeszcze, bo więzy zaczynają go dusić. Wygląda żałośnie z wielkim jęzorem, który zwisa mu spomiędzy zębów. Nie reaguje, kiedy Tomkin naciąga łuk i posyła strzałę wysoko w niebo, na wschód. Nie reaguje na bełty z wiórami zamiast grotów, które trafiają go w nogi i brzuch. Nie odwraca się w stronę starca, który klęczy przed zieloną ścianą i opryskuje kudłate kije, wypija do dna, co mu zostało w czarce, i bierze do rąk długi łuk. Ussajro podaje mu strzałę z ostrym szpicem. Mężczyzna podchodzi blisko, nie dalej niż na arszyn, ale zwierzę nie zwraca na niego uwagi, tylko oddycha ciężko. Stary Ainu napina łuk, grot niemal dotyka futra, mierzy prosto w serce.
Niedźwiedziem szarpie nieludzki ból. Szarpie nim nieczłowiecza rozpacz, która jest tylko impulsem a nie myślą. Szarpie nim panika. W niej najbardziej jest podobny do ludzi cisnących się, żeby z bliska oglądać, jak umiera. Jucha ścieka na futro, okleja zbitą trawę. Niedźwiedź jeszcze przez chwilę się miota, ale oczy powoli zachodzą mu bielmem i krwią. Zwisa na sznurach. Charkot z jego pyska jest coraz płytszy. Ale nikt go już nie słyszy, wszyscy dookoła krzyczą z rozkoszy, z bólu, Bronisław sam nie wie jak to nazwać. Notes jest bezużyteczny. Słowa są bezużyteczne. Musi pozmieniać im sensy, inaczej uzna, że jest mordercą. Że mordercami są ludzie, których miał za przyjaciół, a to co mają za nabożeństwo jest bezrozumnym bestialstwem. Dlatego śmierć musi być ofiarą, zabójstwo odesłaniem, ból zapowiedzią powrotu, dusza niewolnicą ciała, którą trzeba wydusić siłą, więc odwiązuje się truchło, uwalnia głowę z chomąta, układa na trawie, szyją na ciężkiej belce. A potem dociska drugą, jeszcze cięższą. Na belkę rzuca się Ussajro, Tomkin, rzucają się inni. Ciało niedźwiedzia przykrywa piramida ciał. Mężczyźni śmieją się, zsuwają ze szczytu, szybko podnoszą, rzucają pozostałym na plecy. Młodsi chwytają lejce. Jeden z nich wkłada głowę w chomąto. Biega na czworakach wokół pala jakby chciał przeżyć to samo, co niedźwiedź. Więc może ból jest jednak złudzeniem? Śmierć zabawą? Dusza sprytną oszustką, która lubi poigrać sobie w ciele, zanim pozwoli mu umrzeć? Może ofiara to tylko sposób na oszukanie bogów, odwrócenie ich uwagi paroma kroplami sake i krwi, żeby człowiek miał okazję do obżarstwa i popijawy? Opowiesz mi, Indun?”
O autorze
Paweł Goźliński to teatrolog, redaktor, dziennikarz i pisarz. Autor książek „Bóg Aktor”, „Jul” oraz „Dziady”. W 2010 roku wraz z Mariuszem Szczygłem i Wojciechem Tochmanem założył Instytut Reportażu. Studiował w Warszawie na Akademii Teatralnej, Uniwersytecie Warszawskim, w Szkole Andrzeja Wajdy oraz w Szkole Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, gdzie obronił doktorat pisany pod opieką prof. Marii Janion.
– Paweł Goźliński połączył niezwykle ciekawe fakty historyczne i biograficzne z brawurową formą literacką. Oryginalne i podniecające! – ocenia pisarka Małgorzata Szejnert. – Nazywał się Piłsudski, Bronisław Piłsudski. Uczynił tyle dla obcych, co jego brat Józef dla swoich. To poruszająca, gorąca powieść, w której archiwa rozpalają wyobraźnię, a wyobraźnia służy archiwom. Po tej książce Piłsudscy już zawsze będą razem jak dwie strony tego samego, jak dwa oblicza Polski – podkreśla Marek Bieńczyk.