Twórczość artystki oraz jej dziedzictwo. „W przestrzeni Magdaleny Abakanowicz”
13 lipca, 2019
Miękkie podbrzusze większe niż przypakowane bicepsy. „Macho. Instrukcja obsługi”
16 lipca, 2019

„Czasami można zwariować”. Agnieszka Grochowska o pracy w Polsce i za granicą

Agnieszka Grochowska gra obecnie w filmach i serialach w Polsce oraz za granicą (fot. mat. pras.)

Jednego dnia jest lekarzem psychiatrą w szwedzkim thrillerze psychologicznym „Sanktuarium zła”, a innego matką polskiej nastolatki w hollywoodzkiej produkcji „Teen spirit”. Agnieszka Grochowska, choć od czasu do czasu gra za granicą, wcale nie wybiera się na emigrację z Polski. – Nigdy nie miałam planu, żeby gdzieś wyjechać i robić karierę za granicą. Chciałam po prostu robić to, co robię – zastrzega aktorka. I choć jest wyjątkowo zapracowaną osobą, bo właśnie rozpoczęła zdjęcia do nowego serialu w Polsce, zatytułowanego „Motyw” i nadal występuje w Teatrze 6. piętro w spektaklu „Niezwyciężony”, to wie, że rodzina jest dla niej najważniejsza. – Po okresie pracy, zawsze przychodzi czas, kiedy jestem dużo w domu – deklaruje. Nam z aktorką udało się porozmawiać przy okazji polskiej premiery filmu „Teen spirit”. Polecamy!

Po roli w „Systemie” u boku Toma Hardy’ego, znów dotykasz Hollywood, grając Polkę w filmie „Moja gwiazda. Teen Spirit”. Masz jakiś sposób na to, by występować w amerykańskich produkcjach?

Casting przeprowadzony w Londynie był dosyć szeroki. Scenariusz rzeczywiście zakładał polską aktorkę, bo w Wielkiej Brytanii jest nas dosyć dużo, więc to był logiczny wybór. Wyjeżdża tam też trochę Czechów, Bułgarów czy Węgrów, więc gdyby pomysł się zmienił albo ktoś bardziej pasował do tej roli, to ta postać niekoniecznie byłaby Polką.

Dla mnie ten film to kolejny krok, z którego bardzo się cieszę. To rzeczywiście amerykański film, kręcony w Londynie ze wspaniałymi twórcami, których właściwie nikomu nie trzeba przedstawiać. Fred Berger ma na koncie „La La Land”, a teraz czternaście filmów w produkcji, a jest ode mnie dwa lata młodszy, idzie jak burza. Max Minghella jest już uznanym aktorem, zwłaszcza po „Opowieści podręcznej”. Z kolei Elle Fanning można zazdrościć każdego aspektu jej kariery. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że robi się amerykański film, który jest filmem niskobudżetowym, ale robionym z pasją, tak jakby się robiło film z kolegami. To bardzo ciekawe połączenie, kiedyś w ogóle nie zakładałam, że taka opcja jest możliwa. To ekstra, że mogę być jej częścią.

(fot. mat. pras.)

Grasz postać matki, która sama nie może odnaleźć się w nowym miejscu i jest przeciwna planom kariery muzycznej swojej córki. Czy warstwa psychologiczna była dla Ciebie najtrudniejsza w tej roli?

Na pewno była najciekawsza, dlatego że nie mam na koncie tego rodzaju postaci. Gram zwykle osoby, co pewnie wynika z ich pierwszoplanowości, które bardzo mocno walczą, przełamują jakieś stereotypy czy ograniczenia. Tutaj moja rola jest drugoplanowa, co daje możliwość posiadania innej funkcji niż zwykle. Bardzo mnie ciekawiło zagranie kogoś, kto czuje się obcy. To temat, który dotyczy obecnie bardzo wielu ludzi na świecie. 

Pokazujecie również kulisy programów typu talent show. Twoja bohaterka, pomimo początkowego sceptycyzmu, wspiera jednak swoją córkę.

Ona jest totalnie przeciwna, boi się, bo ma własne doświadczenia i nie wierzy w to, że można coś osiągnąć nie doznawszy totalnego rozczarowania. Nie wierzy, że jej dziecko dozna cudownego snu. Tak bardzo chce ją chronić, że nie chce jej wypuścić z domu. Co ciekawe, kiedy akceptuje jej wybór i otwiera te drzwi, które cały czas próbowała przed nią zamknąć, nagle wchodzą one na zupełnie inny poziom relacji. Na to akurat nie ma za dużo miejsca w filmie, bo jest to wątek poboczny, ale dopóki mieszkają razem, to nie bardzo są w stanie rozmawiać.

W momencie, kiedy moja bohaterka mówi: „dobrze, wierzę w ciebie, rób to, w co ty wierzysz”, to jej córka sama ma ochotę do niej dzwonić i z nią rozmawiać. Jest coś wzruszającego także dla mnie jako rodzica, że trzeba rozumieć to, że ma się w domu nawet niepełnoletnie, ale bardzo indywidualne postaci, które od początku mają swoje przeczucia i determinację do robienia pewnych rzeczy, a innych nie. Żeby to zaakceptować potrzebny jest głęboki szacunek i odwaga, by móc głośno powiedzieć: „to jest twoje życie, drzwi są otwarte”.

(fot. mat. pras.)

Dawałaś jakieś rady Elle Fanning, jak powinna grać Polkę?

Nie, absolutnie nie dawałam jej żadnych rad. Jak się spojrzy, jaką ona ma filmografię, z jakimi grała aktorami i u jakich reżyserów, to może sama powinnam zadawać jej pytania, jak grać czy nawet pójść do niej na warsztaty. (śmiech) Oczywiście była rozmowa o języku polskim, dlatego że scenariusz został przetłumaczony w Stanach Zjednoczonych i pomimo że był literalnie prawidłowy, to nie zawsze jest to język dobry do grania. W związku z tym, pomagałam, żeby brzmiała wiarygodnie dla osób, które się posługują językiem polskim na co dzień.

To jest dosyć trudne, jeśli ktoś nauczył się kwestii w Los Angeles, które brzmią dla niego trochę jak chiński i nagle przed samym ujęciem słyszy, że ma powiedzieć zdanie typu: „jakby chciał, to by dawno już spróbował”. Ona jednak, co udowadnia w każdej sekundzie tego filmu śpiewając, ma genialny słuch. Jest naprawdę wybitnym talentem i mogłaby robić karierę piosenkarki. Była w stanie się nauczyć, zapamiętać, zinterpretować i grać pomimo akcentu, który ma mówiąc po polsku. Byłam więc takim konsultantem do spraw języka polskiego.

Czy zawarte znajomości, bo byłaś też na premierze filmu w Los Angeles, uda się przekuć na kolejny projekt z tymi samymi twórcami?

Tego nigdy nie wiadomo. Moje doświadczenie pokazuje, że w najmniej oczekiwanych momentach różne znajomości z przeszłości nagle wracają.

A to już czas na role matek nastolatek?

Też mnie to zdziwiło, ale wydaje mi się to wiarygodne, tak jak na to patrzę. Choć gdy spotkałam się z Maxem (Minghellą, reżyserem filmu – przyp. red.) Nie mógł uwierzyć, że sama mam dwoje dzieci. 

Elle Fanning i Agnieszka Grochowska na planie filmu (fot. mat. pras.)

Słyszałem, że nie cierpisz rutyny, ale patrząc na to w ilu miejscach w jednym czasie grasz, to trudno powiedzieć, żebyś na nią cierpiała. Jak dokonujesz swoich wyborów zawodowych?

Tak się szczęśliwie zdarza, że jeśli chodzi o projekty zagraniczne to one są na tyle ciekawe, że jest to jedyne kryterium. To samo zresztą dotyczy Polski. Nigdy nie miałam planu, żeby gdzieś wyjechać i robić karierę za granicą. Chciałam po prostu robić to, co robię, czyli od czasu do czasu mieć dostęp do scenariuszy i ciekawych twórców. Tak było choćby w przypadku „Teen Spirit”. Mogłam spędzić dwa tygodnie w Londynie z naprawdę wybitnymi, młodymi artystami.

To był też dla mnie eksperyment, ile mogę zrobić w obcym języku. W scenach, w których mówię i po polsku i po angielsku, widać przemianę, w jakimś sensie innego człowieka. To są oczywiście subtelności, ale dla mnie niezwykle ciekawe narzędzie do aktorskiej pracy.

„Sanktuarium zła”, czyli szwedzki thriller psychologiczny z Agnieszką Grochowską (fot. mat. pras.)

A jak to wyglądało w przypadku serialu „Sanktuarium zła”?

Tam było inaczej, dlatego że miałam prawie czterdzieści dni zdjęciowych i grałam kogoś, kto jest lekarzem psychiatrą po Harvardzie. To wymagało lepszego przygotowania i dużo większej pewności w mówieniu. Mam tam sceny z dużą ilością dialogów i moja bohaterka musi wiedzieć, co mówi, bo operuje argumentami przynależnymi do swojej pracy. To jest cały intelektualny proces, który musi się odzwierciedlać w sposobie mówienia. A te prawie cztery miesiące zdjęć z przerwami, to już w ogóle był poligon. Mogłam wreszcie poczuć, jak to jest budować postać w obcym języku.

Teraz ma być jednak trochę więcej Polski w życiu zawodowym.

Tak, zaczęłam serial telewizyjny „Motyw”, który reżyseruje Paweł Maślona. W obsadzie są m.in. Michał Czernecki, Małgorzata Kożuchowska i Andrzej Konopka. To bardzo ciekawa praca i psychologicznie poprowadzone postaci. W scenariuszu pojawiają się ciągłe pytania o to, jakie ludzie mają motywy, a te mogą być przecież różne. Chodzi też o to, kto mówi prawdę, a kto nie. Jeśli ktoś kłamie, to ciekawy jest tytułowy motyw oraz kontekst, w jakim to robi.

Świetna układa mi się współpraca z Pawłem Maśloną i Mikołajem Łepkowskim, który jest naszym operatorem. Sama jestem ciekawa efektu, bo właściwie każdy dzień na planie jest dla mnie zaskakujący. Po serialu można by się spodziewać, że to będzie lżejsza czy wręcz powierzchowna praca, a tutaj absolutnie nie. Mamy bite dwanaście godzin dzień w dzień pogłębionej, bardzo ciężkiej ale jednak satysfakcjonującej pracy.

Agnieszka Grochowska jako Anna „Czarna” Czarnecka na planie serialu „Motyw” (fot. mat. pras.)

A deski teatralne się o Panią nie upominają?

Trochę się upominają, ale na razie nie mam na nie czasu. Cały czas jeszcze gramy spektakl „Niezwyciężony” w Teatrze 6. piętro, także zapraszam.

A na rodzinę i odpoczynek znajduje jeszcze Pani czas?

Nie jest źle, bo nie mam pracy etatowej, więc po okresie pracy, zawsze przychodzi czas, kiedy jestem dużo w domu. Zawsze sporo się dzieje, trudno się nudzić, za to czasami można zwariować. (śmiech)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *