Ta lektura to odkrywanie świata ukrytego za kotarą pozornej cnotliwości, konwenansów i mieszczańskiego tabu. Odkrywanie Rzeczpospolitej pełnej hipokryzji, nigdy nieukaranych zbrodni, ludzkiej krzywdy i lekceważącego rechotu dziennikarskich hien. Czy o „takich” tematach w ogóle powinno się pisać? Po co wyciągać „te” brudy na światło dzienne? Nie lepiej „to” zostawić?
Kamil Janicki, autor „Pierwszych Dam II Rzeczpospolitej” i „Epoki hipokryzji”, odpowiada w swojej najnowszej książce: „Nie, nie lepiej”. Pisać wprost to obowiązek historyka.
Gwałty i molestowanie
Gwałt? Rzecz jasna winna jest kobieta. I to ona musi udowodnić, że jej opór był „nieprzerwany, rzeczywisty i niesymulowany”. „Zdrowa kobieta, zwłaszcza doświadczona płciowo, potrafi się z reguły przed gwałtem obronić” – stwierdzał Paweł Horoszowski z przekonaniem na kartach Encyklopedii Podręcznej Prawa Karnego. Gwałt był gwałtem tylko, jeśli ofiara do ostatniej chwili szamotała się, wyrywała, usiłowała uciec. Jakąkolwiek oznakę bierności (czy też nawet bezsilności!) odczytywano jako… pełnoprawną zgodę.
Molestowanie dzieci? Niemożliwe, bo przecież „ich świadectwa przed sądem są dla znawcy zupełnie bezwartościowe”. Obmacywanie na ulicach, seksualne wykorzystywanie w pracy? Nękanie? Dewiacje? Zboczenia? „Przecież u nas w kinie nawet całusa nie zobaczysz… wszystko cenzurują”.
Wcale nie było tak, że przestępstw seksualnych dopuszczali się tylko „reprezentanci zawodów niższych”. Zwolennicy wojskowej poł-dyktatury rządzącej Polską nie chcieli tego przyznawać, ale gwałcicielami nagminnie okazywali się żołnierze.