Odkryj zagadkę fałszerstwa doskonałego. Premiera kryminału „Na tropie Vermeera”
11 lipca, 2022
Kulisy biografii oraz twórczości. Książka „Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny”
13 lipca, 2022

„Będziesz wielka, naprawdę wielka”. Powieść „Maria Skłodowska-Curie i potęga marzeń”

Jaka była prywatnie Maria Skłodowska-Curie? (fot. wikipedia.org/flickr.com)

Jej życie naukowe jest powszechnie znane – a jaka była prywatnie Maria Skłodowska-Curie: jako żona, kochanka, matka i siostra? Jak wyglądała jej droga do pierwszej w historii kobiecej profesury na Sorbonie? I czy wiedziała, że za miłość do nauki będzie musiała w końcu zapłacić najwyższą cenę? Odpowiedzi na te i inne pytania udziela powieść „Maria Skłodowska-Curie i potęga marzeń” autorstwa Susanna Leonard. „Czy ja naprawdę jestem opętana fizyką i chemią? – pytała samą siebie. Po posiłku przesunęła naczynia na brzeg stołu i otworzyła książkę do matematyki. Czy Jeanne nie wyraziła się właśnie tak albo bardzo podobnie? Rozłożyła przed sobą notatki z dwóch ostatnich wykładów i wygładziła papier. Może i ma rację, ale mnie się to opętanie podoba, myślała” – czytamy we fragmencie książki poświęconej podwójnej polskiej noblistce.

Mała Mania Skłodowska dorasta w kochającej rodzinie. Od początku jej największą pasją jest nauka, na której potrafi skupić się tak bardzo, że niemal traci kontakt z otoczeniem. Chce wiedzieć, czym są suchoty, które zabiły jej matkę, jak wygląda prąd i czy powietrze składa się z cząsteczek. Kiedy dorasta w Królestwie Polskim, jedynie nieliczni apelują o wyższą edukację dla kobiet. Ojciec planuje wysłać zdolne córki na studia za granicę, jednak bankrutuje.

Przyszłość jednej z najgenialniejszych kobiet w historii świata staje pod znakiem zapytania, a kolejne przeciwności tylko się piętrzą. Maria nie wie, że za kilka lat znajdzie się na Sorbonie, jako jedna z dwustu kobiet wśród dziewięciu tysięcy mężczyzn. Początkowo planuje dokończyć licencjat i wrócić do Polski, lecz ambicja poprowadzi ją inną ścieżką.

Fragmenty książki

Matka popatrzyła na nią: – Maniu… moja mała Maniu, i ty niedługo dorośniesz. Będziesz wielka, naprawdę wielka.

Nie pozostaje nam chyba nic innego, jak przyjąć, że oprócz uporu kierowała nią jeszcze miłość (która według ludowych wyobrażeń jest ślepa): miłość Marii Curie do naukowej pracy badawczej i do odkrytego tak wielkim kosztem radu. W istocie nazwała kiedyś ten ukochany pierwiastek „swoim dzieckiem”. W sypialni miała rurkę z solą radu, żeby wieczorami cieszyć się jego blaskiem.

– Czy miała kiedyś jakieś marzenia? – zapytała Mania przy pożegnaniu. – Czy byłam kiedyś tak głupia, żeby marzyć? Nie przypominam sobie. Wszystko porzuciła, wiesz? Wystarczy mi życie przy ojcu, żeby mu ułatwić te ostatnie lata. A jeśli doczekam tego, że Bronia rzeczywiście zostanie lekarką, będę zadowolona, bo wtedy przynajmniej jedna z sióstr Skłodowskich osiągnie pozycję odpowiednią do swoich zdolności.

Kiedy ich tramwaj zatrzymał się na przystanku, wyprzedzili ich pędzący galopem żandarmi.

– Pewnie znowu jacyś rozbrykani chłopcy niewłaściwie się zachowywali – powiedziała z westchnieniem Jeanne, kiedy patrzyły za jeźdźcami w mundurach. Maria z miejsca wiedziała, do czego pije Jeanne – do festiwalu artystów, który w ubiegłym miesiącu odbywał się na Montmartrze z udziałem wielu studentów. Żandarmi musieli go przerwać „z powodu profanacji francuskich wartości”, jak można było przeczytać w gazecie „Action française”, lub „z powodu nagości i wybryków”, jak napisało „Le Figaro”.

 – My akurat w ogóle nie musimy się przejmować egzaminem. – Jeanne złożyła swoje notatki i włożyła je do torby. – To inni muszą.

One należały do najlepszych w tym semestrze. Profesorowie nigdy tego nie mówili, ale zdradzały to ich spojrzenia, ilekroć któraś z nich wyróżniała się rozwiązanym zadaniem albo udziałem w dyskusji. Mówiły o tym też oceny cząstkowe. Jeanne często i chętnie wspominała, że osiągają wyniki lepsze niż większość mężczyzn.

A Marii było to całkowicie obojętne. Czuła jednak ambicję i dążenie Jeanne, która chciała być lepsza także od niej. Przyjmowała to z taką samą obojętnością, z jaką przyjmowała ostrą zimę. Czemu miałaby sobie tym zaprzątać głowę? Albo eleganckimi kreacjami Jeanne, jej licznymi wielbicielami czy rozrzutnością w kwestiach finansowych? Wszystko to Marii po prostu nie interesowało. Chciała się uczyć, uczyć, uczyć – nie pragnęła niczego więcej.

– Na następnym przystanku wysiadam – zapowiedziała Jeanne i nagle zmierzyła przyjaciółkę zatroskanym spojrzeniem.

– Muszę ci coś powiedzieć, kochana, coś, co już od dawna mnie trapi.

– Tak? – Maria popatrzyła na nią wyczekująco.

– Wyglądasz na chorą.

– Ale ja się dobrze czuję.

– Nie opowiadaj bzdur… Schudłaś, jesteś blada, masz ciemne kręgi pod oczami i zapadnięte policzki.

– Czy ty mnie słuchasz? Czuję się zdrowa jak rydz! – Kiedy to mówiła, przypomniała sobie o zawrotach głowy.

– Ale wyglądasz na chorą. Moi rodzice też to powiedzieli. – Maria poznała rodziców Jeanne w Wielkanoc, kiedy przyjechali z tak daleka, z Brestu w Bretanii, żeby spędzić z córką dzień jej urodzin.

– Czy ty sobie regularnie gotujesz?

– No wiesz… – Maria wzruszyła ramionami.

– Musisz jadać zupy, słyszysz? Zupy jarzynowe z mięsem i od czasu do czasu zupę rybną. Szybko się je gotuje. Przecież umiesz gotować?

– No wiesz… – Nauczę cię, jeśli chcesz. Przede wszystkim jednak musisz robić też coś jeszcze oprócz tego ciągłego siedzenia w książkach. To przecież graniczy z jakąś obsesją, jak ty się wgryzasz w fizykę i chemię! Nie chcę teraz zaczynać o mężczyznach, ale po egzaminie idziemy do teatru, musimy zobaczyć jakąś sztukę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *