W miejsce zmartwień i trosk, przyjemność i radość. Takie są „Nogi Syreny”
18 lutego, 2019
Drugie życie chłopaka z Woli. Wspomnienia „Upragnionego syna Iwaszkiewiczów”
19 lutego, 2019

„To walka szczurów, nie każdy może się załapać”. Wywiad z Małgorzatą Rożniatowską

Aktorka filmowa, teatralna i serialowa, najbardziej znana z ról Kleczkowskiej w „Złotopolskich” i Kisielowej w „M jak Miłość” (fot. mat. pras.)

Gdy wiele aktorek w średnim wieku narzeka na brak ról, ona wręcz przeciwnie. Małgorzatę Rożniatowską można obecnie oglądać w najpopularniejszym serialu w Polsce, czyli „M jak Miłość” w roli Kisielowej, w trzeciej części kultowego filmu „Kogel-Mogel”, gdzie wciela się w postać Goździkowej oraz w spektaklach na deskach warszawskich teatrów: Dramatycznego i Polonia. – Im więcej mam lat, to i pracy więcej. Zazwyczaj nie odmawiam, bo jestem ciekawa nowych propozycji, nie uciekam przed nieznanym – deklaruje aktorka. Portalowi Kultura wokół Nas opowiedziała o swoich początkach w zawodzie, czy czeka jeszcze na wymarzoną, dużą rolę oraz czy nie boi się typowego dla aktorów zaszufladkowania.

Łatwiej czy trudniej gra się rolę drugoplanową od głównej, czy to w teatrze, czy w filmie?

To wszystko zależy od roli, bo czy mała, czy duża, to zawsze trzeba w nią włożyć sporo pracy. Jeśli podpasuje, to można spodziewać się, że będzie dobrze. Całe życie, szczególnie w filmie grałam epizody i to było dla mnie wyzwanie. Gdy dostawałam epizodyczną scenę, to zazwyczaj nie wiedziałem o co chodzi w filmie, bo wówczas rzadko się czyta cały scenariusz. Trzeba było kombinować, żeby coś z tego zrobić.

Duże role są z natury rzeczy bardziej skomplikowane. Aktorzy w filmach mają zarówno sceny lżejsze, jak i mocniejsze, a epizodom zazwyczaj towarzyszą same mocne, więc trzeba się bardziej skupić, żeby dobrze wypaść.

Paweł Nowisz i Małgorzata Rożniatowska w filmie „Miszmasz, czyli Kogel-Mogel 3” (fot. mat. pras.)

Skoro tak dużo było tych epizodów, to znaczy, że wciąż czeka Pani na tę dużą, wymarzoną rolę?

Nigdy nie czekałam na żadną wymarzoną rolę, tak po prostu jestem skonstruowana psychicznie. Moja ukochana profesor Zofia Mrozowska mówiła, że zacznę grać dopiero po dziesięciu latach w zawodzie, bo takie mam warunki, więc byłam na to przygotowana. Sprawdziło się, tylko pomyliła się o jakieś dwadzieścia lat, bo propozycje teatralne i filmowe pojawiły się dopiero mniej więcej po 30 latach pracy. Najwyraźniej wspomniane warunki dojrzały.

Czekając na propozycje cieszyłam się z każdej małej rólki, każdego epizodu. To było dla mnie bardzo ważne i nigdy nie miałam z tego powodu stresu. Natomiast co do dużej roli, to mam twarde spojrzenie na rzeczywistość, a lata lecą. Czy w moim przedziale wiekowym może spotkać mnie jeszcze jakaś wielka rola filmowa, sama nie wiem.

W filmie „Miszmasz, czyli Kogel-Mogel 3” aktorka wciela się w postać Goździkowej (fot. mat. pras.)

A co Pani mówi młodym aktorom, którzy się niecierpliwią, poddają się, rezygnują…

To jest piękny zawód, ale też paskudny. Młodzi się bardzo starają i patrzę na nich z podziwem, jak w ciągu tygodnia potrafią przemierzyć Polskę wzdłuż i wszerz, bo grają przedstawienia w różnych teatrach i jeszcze na planie filmowym. Za mojej młodości tego nie było, a sama w tej chwili już bym tak nie dała rady.

Kiedyś było łatwiej?

W czasach kiedy zaczynałam każdy aktor był przypisany do jakiegoś teatru i w nim grał. Rzadko się zdarzały gościnne występy. Kręciło się też więcej filmów, więc młodzi ludzie mieli szansę zaistnieć w kinie. Teraz tych propozycji również jest dużo, zwłaszcza w serialach. Przypomina to jednak walkę szczurów, bo realizatorzy i producenci mają taki ogrom aktorów do wyboru, że mogą przebierać. Nie każdy ma szczęście, żeby się załapać.

Na planie partnerował jej Paweł Nowisz, który grał w drugiej części filmu – „Galimatias, czyli Kogel-Mogel 2” (fot. mat. pras.)

Czyli w zawodzie aktora przez cały czas siedzi się na takiej tykającej bombie.

Całe życie i trzeba się do tego przyzwyczaić. Kiedyś moja przyjaciółka, mieszkająca w tym samym domu, powiedziała: „zobacz, jakie ci sąsiedzi z naprzeciwka, pracujący w budżetówce mają nudne życie. Zawsze wiedzą, ile dostają na pierwszego, a my nie wiemy. Albo nic, albo coś dużego”.

A co Pani myśli o twierdzeniu, że aktorki w pewnym wieku mają problemy z rolami.

U mnie jest dokładnie odwrotnie. Te problemy były, ale na początku. W tej chwili, im więcej mam lat, to i pracy więcej. Zazwyczaj nie odmawiam, bo jestem ciekawa nowych propozycji, nie uciekam przed nieznanym. Parę razy w życiu zaryzykowałam, nawet jeśli nie byłam czegoś pewna i zawsze wygrywałam.

Z Maciejem Kowalewskim i Dorotą Landowską w spektaklu „Wania, Sonia, Masza i Spike” (fot. Katarzyna Kural-Sadowska)

Obecnie występuje Pani w spektaklu „Wania, Sonia, Masza i Spike” w Teatrze Polonia. W czym tkwi siła postaci Kasandry, która choć jest rolą dramatyczną, to wzbudza śmiech publiczności?

W całym nieszczęściu Kasandry, która zawsze wieszczyła prawdę, tylko nikt jej nie słuchał. Tutaj jest podobnie, z czego wynikają różne sytuacje, które mogą właśnie śmieszyć widzów. Jest przy tym uparta, wypomina pozostałym bohaterom, że mówiła i się sprawdziło. Bardzo polubiłam tę rolę i myślę że zarówno cała sztuka, jak i ta postać będzie się cieszyła powodzeniem.

I jeszcze ten Czechow, który przewija się przez tę sztukę.

Tak, jak każdy aktor mam duży sentyment do Czechowa i w ogóle rosyjskiej literatury. Na trzecim roku studiów grałam Olgę w „Trzech siostrach” i pamiętam te pół roku ciężkiej pracy, żeby wejść w klimat czechowowski, co jest bardzo trudne. To wymaga od aktorów i reżysera naprawdę bardzo dużo wysiłku.

Małgorzata Rożniatowska w roli Kasandry na deskach Teatru Polonia (fot. Katarzyna Kural-Sadowska)

Czy również trudnym zadaniem była rola w filmie „Miszmasz, czyli Kogel-Mogel 3”, w którym zastąpiła Pani Stanisławę Celińską?

Stresu nie miałam żadnego i można powiedzieć, że mamy ze Stasią trochę podobne warunki. Znamy się właściwie od zawsze, bo gdy miałam sześć lat, to jej mama zaczęła mnie uczyć gry na skrzypcach. Nadal jest dla mnie niedoścignionym autorytetem i wszystko co robi, mnie zachwyca. Miałam już okazję ją zastępować w „Krumie” Krzysztofa Warlikowskiego, co sama mi zaproponowała. Historia najwyraźniej lubi się powtarzać.

Na planie bardzo pomógł mi Paweł Nowisz, który grał ze Stasią w drugiej części „Kogla-Mogla. Opowiadał mi, jak to wtedy wyglądało. Goździkowie to byli obserwatorzy i komentatorzy, a teraz te postaci zostały wciągnięte w wir akcji. Nam, dwóm starcom na planie przypadły w udziale najmocniejsze, wręcz kaskaderskie sceny, z czego się bardzo cieszyliśmy.

W trzeciej części „Kogla-Mogla” Goździkowie nie grają tylko obserwatorów (fot. mat. pras.)

„Kogel-Mogel” to szczególny lubiany przez Polaków film. Podziela Pani ten sentyment?

Naturalnie i bardzo chętnie, jak jest okazja oglądam te części sprzed lat. Jest to nie tyle komedio-farsa, ale taka komedia rodzinna, z której można się i pośmiać i wzruszyć. Myślę, że trzecia część nie odeszła od pierwowzoru i utrzymała się w tym tonie.

Jest też Pani znana z ról serialowych. Była Kleczkowska w „Złotopolskich”, a teraz jest Kisielowa w „M jak Miłość”.

Obie te postaci są bardzo temperamentne i żywiołowe oraz pracują w sklepie i w tym sensie są do siebie podobne. Bardzo lubiłam Kleczkowską, ale ta rola skończyła się już parę lat temu. Względem Kisielowej scenarzyści mają coraz większe zadania. W tej chwili została sołtysem, także nie utknęła za ladą, tylko jest wciągnięta w wir życia Grabiny. Bardzo sobie to chwalę.

Aktorka w filmach przez lata musiała zadowolić się tylko epizodami (fot. mat. pras.)

Czy nie boi się Pani takiego zaszufladkowania?

Nie i nawet jeśli się ono zdarza w serialach czy filmach, to pięknie to sobie odbijam w teatrze. Gram różnorodne, dramatyczne role. Aktualnie w trzech przedstawieniach w moim macierzystym Teatrze Dramatycznym w Warszawie („Sinobrody-nadzieja kobiet”,„Historia Jakuba” i „Wizyta starszej pani” – przy. red.).

Role teatralne w Pani wykonaniu spotkały się też z nagrodami. Takie uznanie po latach cieszy?

Głównie chodzi o mój monodram – „Uwaga – złe psy” Remigiusza Grzeli, który został nagrodzony na wielu festiwalach. To za każdym razem dawało satysfakcję. Pamiętam czas, kiedy byłam święcie przekonana, że już w ogóle nie wejdę na scenę. To był ciężki okres dla aktorów, teatry upadały i rozwiązywano całe zespoły. Nagle po paru latach coś się dla mnie zmieniło, zaczęłam grać w warszawskich teatrach i odpukać ten stan trwa do dzisiaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *