Autoportret złożony z radości i smutków. Marysieńka Sobieska, jakiej nie znamy
9 marca, 2020
Polskie meble, szkło czy tkaniny. „Asteroid i półkotapczan” o wzornictwie powojennym
10 marca, 2020

„Ten film zawstydzi polską publiczność”. Maciej Musiałowski o byciu „Hejterem”

Macieja Musiałowskiego można teraz oglądać w serialu „Kod genetyczny” i filmie „Sala samobójców. Hejter” (fot. Jarosław Sosiński)

Zanim został „Hejterem” w kontynuacji słynnej „Sali samobójców” Jana Komasy, wygrał 36. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu oraz doceniono go na teatralnych deskach za rolę w spektaklu „Diabeł, który” w reżyserii Mariusza Grzegorzka. Ta wiosna wręcz obfituje w produkcje z udziałem Macieja Musiałowskiego. Młodego aktora można bowiem oglądać nie tylko na dużym ekranie, ale również w nowym serialu „Kod genetyczny”, gdzie partneruje Adamowi Woronowiczowi i Karolinie Gruszce. – Namiętność, która zrodziła się między serialową Izą, a moim Piotrem, ma w sobie elementy greckiej tragedii, bo cokolwiek się wydarzy i tak ktoś zostanie skrzywdzony – mówi Maciej Musiałowski. Portalowi Kultura wokół Nas opowiedział o pracy na planie filmu „Sala samobójców”, czy sam doświadczył kiedykolwiek „hejtu” oraz czy zamierza zająć się swoją karierą muzyczną.

Grasz zarówno w nowym serialu „Kod genetyczny”, jak i filmie „Sala samobójców. Hejter” w reżyserii Jana Komasy w maju kinowa  premiera z kolejną główną rolą. Czujesz, że ta wiosna będzie należeć do ciebie?

Nie, szczerze to staram się o tym wszystkim nie myśleć. Rzeczywiście tak się złożyło, że w ciągu tego roku będzie można obserwować efekty mojej kilkuletniej pracy. Jestem w trakcie zdjęć do nowego filmu, co daje mi przestrzeń do ucieczki od ciężaru stwierdzeń, że coś do mnie należy lub że jest to mój czas.

Na planie serialu po raz pierwszy spotkałeś się z Karoliną Gruszką i Adamem Woronowiczem. Jak wyglądała wasza współpraca?

To prawda, choć z Adamem wcześniej spotykałem się przez pół roku w szkole na poziomie student-profesor. Praca na planie była bardzo ciekawa. Dla mnie w zasadzie każde spotkanie pomiędzy aktorami jest unikalne. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym o kimkolwiek cokolwiek złego powiedział. Może są tacy aktorzy, ale ja szczęśliwie na nich nie trafiam.

(fot. mat. pras.)

W serialu „Kod genetyczny” jesteś częścią miłosnego trójkąta. Jak byś scharakteryzował swojego bohatera?

To zagubiony, młody człowiek, który jak na swój wiek, przeżył wiele dramatów. W związku z tym nosi w sobie pewien ciężar. Do tego dochodzi jeszcze trudna relacja z ojcem, który jest osobą bardzo apodyktyczną. Patrzy na życie wedle swojego punktu widzenia. Przy kimś tak przekonanym o swojej racji bardzo trudno jest, szczególnie młodemu człowiekowi, odnaleźć siebie. 

W pewnym momencie w życiu mojego bohatera pojawia się miłość, a ta jak wiadomo nie wybiera. Na jego nieszczęście to miłość, która jest również miłością jego ojca. Na tym osobistym dramacie postanowiłem budować tę postać, na nim oparłem całą konstrukcję psychologiczną mojego bohatera.

Czyli motywem, który pcha go w tą skomplikowaną sytuację, jest uczucie do kobiety?

Tak, absolutnie czyste, świeże uczucie. Jest to miłość zakazana. Namiętność, która zrodziła się między serialową Izą, czyli Karoliną Gruszką, a moim Piotrem, ma w sobie elementy greckiej tragedii, bo cokolwiek się wydarzy i tak ktoś zostanie skrzywdzony.

(fot. Jarosław Sosiński)

Za nami też premiera filmu „Sala samobójców. Hejter”. Co dla ciebie znaczył udział w kontynuacji hitu sprzed 9 lat?

Wielkie znaczenie ma dla mnie to, że właśnie dla takich ról zapragnąłem być aktorem. Ten film wywoła zamęt, który wpłynie na nasze społeczeństwo. Myślę, że „Sala samobójców. Hejter” zawstydzi polską publiczność i skłoni do refleksji. Mam nadzieję, że nie będzie to tylko film, który będzie można obejrzeć w kinach przez dwa czy trzy miesiące, a potem trafi na półkę z DVD, tylko doprowadzi do publicznej debaty na temat tego, w którą stronę zmierzamy jako społeczeństwo.

Zgadzasz się ze stwierdzeniem, że jest to współczesna historia Romeo i Julii, która rozgrywa się na tle hejterskiej rzeczywistości?

Staraliśmy się z Vanessą Aleksander, jako filmowi przedstawiciele młodego pokolenia, dosyć rzetelnie, ale i bezwzględnie określić problemy i zarysować dramat, z którym może mierzyć się nasze pokolenie. Dobrze, że trafiliśmy na takiego reżysera jak Janek Komasa, który totalnie angażuje się w pracę, pomaga i jest bardzo blisko aktora. 

(fot. Jarosław Sosiński)

Słyszałem, że powiedział, że w tę rolę włożyłeś nawet więcej niż Bartosz Bielenia w „Bożym Ciele”. W jaki sposób przygotowywałeś się do bycia hejterem?

Tak powiedział? Nic mi na ten temat nie wiadomo. Jeśli chodzi o rolę Tomka, okres przygotowań trwał dosyć długo. Początkowo oglądałem bardzo dużo filmów, najczęściej razem z Jankiem i producentem Jerzym Kapuścińskim. Już bliżej pierwszego klapsa zacząłem, jako wolny słuchacz, chodzić na zajęcia wydziału prawa, ponieważ mój bohater studiował właśnie ten kierunek. Szukałem inspiracji w okolicach akademików i miejsc, do których mój bohater zwykł chodzić. Schudłem kilka kilogramów, żeby wyglądać mniej zdrowo. Poświęciłem dużo czasu na badanie internetu pod kątem hejtu. 

To postać o dwóch obliczach. Czy właśnie ta warstwa psychologiczna była dla ciebie najtrudniejsza?

Myślę, że tych oblicz Tomek ma znacznie więcej. Czasami przy budowaniu roli aktorzy wybierają sobie zwierzę, które najbardziej pasuje im do ich bohatera, by na nim budować postać. Względem tej metody Tomek byłby kameleonem. W moim przekonaniu bycie aktorem wymaga zrozumienia i pielęgnowania w sobie empatii, wyrozumiałości i współczucia. Uczucia te pomagają zrozumieć, dlaczego ktoś może zachowywać się w określony sposób, dlaczego jest w stanie skrzywdzić inną osobę. To zawsze sprawia, że później bardzo długo wychodzę z takiej postaci, którą tak mocno przytulam. 

(fot. Jarosław Sosiński)

A czy sam kiedykolwiek doświadczyłeś hejtu?

Owszem, ale pracuję nad tym, żeby nie miał on wpływu na moje życie. Gdy jest się w gorszym momencie, takiego emocjonalnego zmęczenia, „hejt” potrafi sprawić wielki ból i smutek oraz poczucie zagrożenia. Nikt nie powinien temu ulegać, czy to aktor czy nastolatek w szkole. Trzeba uczyć się łapać równowagę i odróżnić świat wirtualny od świata rzeczywistego.

A czy niedawna nominacja do Oscara dla Jana Komasy wpłynie jakoś na odbiór jego kolejnego filmu?

Myślę, że dzięki temu będzie się cieszyć jeszcze większym zainteresowaniem ale i być może oba filmy będą do siebie porównywane. Z powodu nominacji Janka są więc i plusy i minusy. 

A jak na tym filmowo-telewizyjnym tle wyglądają twoje teatralne działania? Masz całkiem sporo nagród w tej dziedzinie, w tym dwie międzynarodowe.

Pracuję obecnie w dwóch teatrach. W Och-Teatrze w Warszawie, gdzie gram w spektaklu „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” oraz w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu.

(fot. Katarzyna Kural-Sadowska)

Pięć lat temu wygrałeś  też Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Dla wielu artystów jest on przepustką do kariery muzycznej. 

W najbliższym czasie planuje skupić się na mojej muzycznej twórczości. Aby tak się stało muszę zadbać, bym na ten proces mógł przeznaczyć wystarczająco dużo czasu. Z aktorstwem bardzo trudno jest cokolwiek połączyć. Chciałbym, żeby moje muzyczne publikacje były w stu procentach takie, o jakich marzę. 

Zdradzisz, jaki to będzie gatunek?

Myślę, że różne, od poezji śpiewanej po r&b. Taki gatunek Macieja Musiałowskiego. (śmiech) Będzie to dla mnie na pewno coś ważnego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *