Stara gwardia kontra nowi. „Pitbull. Ostatni pies” już jest!
15 marca, 2018
„On kochał prostego człowieka”. Damięcki wspomina Młynarskiego
15 marca, 2018

Dawid Ogrodnik laureatem Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego

Dawid Ogrodnik w rozmowie z Adamem Cissowskim

Aktor Dawid Ogrodnik, który w filmie „Cicha noc” Piotra Domalewskiego wcielił się w powracającego na Wigilię do rodzinnego domu emigranta Adama, został laureatem Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego za rok 2017. Wyróżnienie to przyznawane jest młodym aktorom odznaczającym się wybitną indywidualnością. To była trzecia szansa Ogrodnika na tę prestiżową statuetkę. Wcześniej przez Kapitułę Nagrody został dostrzeżony dzięki kreacjom w „Ostatniej rodzinie” Jana P. Matuszyńskiego i „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy. To dobra okazja, żeby przypomnieć moją rozmowę z aktorem, przeprowadzoną przy okazji premiery pierwszego z wymienionych filmów.

Co dla ciebie oznacza dojrzałość i dorosłość, bo podobno dopiero teraz czujesz, że dorastasz?

To branie za siebie odpowiedzialności, za swoje życie, decyzje. Życie nastolatka czy osoby dorastającej do pewnego momentu wygląda bardzo podobnie i pewne schematy się powtarzają. Ta schematyczność w pewnym momencie zaczyna jednak uwierać i zaczynają się otwierać drzwi do nowych przestrzeni. One już nie są z rozdania młodzieżowego, dziecięcego, tylko bardziej osoby dorosłej, odpowiedzialnej.

Dlaczego akurat teraz masz takie poczucie?

Jest to całkiem naturalny tok życia i te zmiany następują. Kiedyś się śmiałem, jak starsi mówili, że „jak będziesz w moim wieku, to zrozumiesz”. Zawsze mnie to denerwowało, bo co oni takiego mogą wiedzieć, czego ja nie wiem. Myślę, że w danym wieku zawsze wydaje nam się, że wiemy najlepiej. Z perspektywy lat stwierdzam, że wiele z tych osób miało po prostu rację i te racje zaczynam rozumieć.

A jak to jest z twoją samooceną. Czy z biegiem lat uległo to zmianie?

Oczywiście, że uległo zmianie, bo pewne rzeczy mi w życiu wyszły, w pewne umiejętności bardziej uwierzyłem. Nie potrzebuję już tak wielkiej aprobaty ze strony czy bliskich, czy znajomych. Przede wszystkim umiem dać to sobie sam i to mi sprawia przyjemność. Zawód aktora jest teraz przeze mnie uprawiany z zupełnie innej perspektywy. Wiele wnoszą też spotkania z dojrzałymi ludźmi, od których mogę się uczyć.

Czyli aktorstwo wpłynęło na to, że ta samoocena wzrosła?

Aktorstwo i moje doświadczenia życiowe, bo to nie tylko aktorstwo mnie doświadcza, ale moje życie również.

Określenia typu: „najzdolniejszy aktor pokolenia 30-latków” mają dla ciebie znaczenie?

Nie mają najmniejszego. To tak jakby powiedzieć, że najlepszy lód to zabajone, ale przyjdzie ktoś i powie: „ale ja lubię pistacjowe”. Ilu jest ludzi, tyle opinii na jakiś temat. To, że ludzie potrzebują takich naklejek, to ich sprawa, ich kategoria. Nie oceniam tego, ale też nie twierdzę, że są moje. Nigdy nie były, bo zawsze miałem z tym jakiś problem.

Te łatki są przypisane sukcesom. W co ty przekuwasz swoje?

Po części w to, co już nazwałem, czyli w doświadczenia. Mam tę możliwość, żeby wchodzić w życie swoich bohaterów i robię to na tyle intensywnie, że staram się przeżyć to, co oni przeżyli. Ich doświadczenia stają się moimi. Na szczęście nie biorę za nie odpowiedzialności, ale mam je w sobie i widzę, jakie to rodzi konsekwencje. To jest to, co czerpię z tego zawodu, a jednocześnie mogę to odnieść do swojego życia i jakoś z nim skonfrontować. Zobaczyć, czy chcę iść w podobnym kierunku. Dzięki temu mogę podejmować decyzje bardziej właściwe, niż gdybym tego doświadczenia nie miał.

Zdarzało ci się mówić, że wolisz robić filmy niż żyć. Czy nadal to aktualne?

Nie, to się zredefiniowało, bo teraz, w dużej mierze dzięki Tomkowi (Beksińskiemu – przyp. red.), wolę bardziej żyć niż uprawiać ten zawód. To nie zmienia faktu, że staram się mu poświęcić 100 proc. swojej atencji i możliwości, bo jest to moja ogromna pasja.

Pracujesz z zaangażowaniem aż do zatracenia?

Tak staram się ułożyć swoje obowiązki, że jeżeli czuję, że potencjał scenariusza jest duży, to odkładam wszelkie rzeczy na bok. Rezygnuję, na ile to możliwe, z grania w teatrze. Nie zdarzyło mi się robić dwóch ról filmowych jednocześnie. To mój kodeks moralny, nie będę brał dwóch rzeczy, ponieważ nie poświęcę im tak samo dużo czasu. Jedna i druga strona płaci mi pieniądze i byłoby to nie w porządku dla którejś ze stron.

Dawid Ogrodnik, absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, już w 2012 roku otrzymał wyróżnienie podczas 37. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za kreację w obrazie Leszka Dawida „Jesteś Bogiem”. Następnie wystąpił w obsypanych nagrodami „Idzie” Pawła Pawlikowskiego oraz „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy, gdzie wcielił się w rolę niepełnosprawnego Mateusza Rosińskiego. Teraz można go oglądać w filmie „Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego, w którym brawurowo zagrał radiowca Tomka Beksińskiego, syna malarza Zdzisława Beksińskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *