„Z drugiej strony rzeczy”. Panorama polskiego dizajnu w Krakowie
7 kwietnia, 2018
Święto polskiej opery w Londynie. Treliński i Beczała z Oscarami!
9 kwietnia, 2018

Mateusz Kościukiewicz: na planie u Małgosi nie panuje demokracja [WYWIAD]

Mateusz Kościukiewicz jako Jacek w filmie „Twarz” (fot. Bartosz Mrozowski)

Choć wciąż młody, to już bardzo doświadczony. To zdanie idealnie pasuje do Mateusza Kościukiewicza, który w wieku niespełna 32 lat ma na swoim koncie już 20 ról filmowych. Widzowie mogą pamiętać go z takich obrazów jak „Wszystko co kocham”, „W imię”, „Matka Teresa od kotów” czy „Amok”. W najnowszym filmie – „Twarz” w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej wcielił się w główną postać.

Jak ważna jest twoim zdaniem twarz dla człowieka i co wyraża?

To jest związane z bardzo silnym konceptem w naszym filmie. Twarz to w ogóle bardzo ciekawy temat. To jest nasza wizytówka, coś bardzo osobistego, ale także element ciała, który jest poddawany nieustannej ocenie ze strony innych. Współcześnie silny jest trend zabiegania o to, żeby twarz była jak najbardziej właściwa, oczywiście według narzuconych kanonów piękna.

Twarz jest takim fragmentem naszego ciała, w którym widać jak ktoś żyje. Nawet się mówi, że to jak człowiek żyje, widać po jego spojrzeniu. To, co mamy w oczach jest bezpośrednim przełożeniem tego, co myślimy i czujemy. Temat nie ukrywam ogromny, dzięki któremu można pogłębić niezmienną i prostą narrację filmową.

Agnieszka Podsiadlik, Mateusz Kościukiewicz i Małgorzata Gorol (fot. mat. pras.)

Twojemu bohaterowi zmienia się twarz, ale czy wraz z tą zmianą, zmienia się również jego wnętrze?

Ten film jest związany z pojęciem czy też koncepcją lustra i ma lustrzaną narrację, co jest ciekawym i rzadko stosowanym zabiegiem. Otóż od pewnego momentu postać, którą odgrywam staje się pewnego rodzaju figurą. Dzięki niej widzowie mogą postawić się w sytuacji, w której znalazł się mój bohater.

Jak sądzisz, co widzowie mogą zobaczyć w tym lustrze po tym, jak się już przejrzą?

To jest niezwykła moc tego filmu i bardzo go szanuję właśnie za to, że obnaża pewnego rodzaju brutalną prawdę. Wobec reakcji, jaką ma się na ten film można zobaczyć, jaką się ma prawdziwą twarz.

Czy w głównym bohaterze, każdy z nas jest w stanie odnaleźć jakąś cząstkę siebie?

Myślę, że to nie chodzi konkretnie o bohatera, tylko o cały film jako dzieło, które jest spójne i ma bardzo pogłębione studium. Dlatego też warto spróbować go odebrać trochę głębiej niż tylko powierzchownie. Wtedy dostrzeże się tę prawdziwą naturę, jego prawdziwą siłę.

(fot. Bartosz Mrozowski)

To twój drugi film z Małgorzatą Szumowską, która prywatnie jest twoją żoną.

Tak, w pierwszym praktycznie nie wypowiedziałem żadnej kwestii, co jest podstawowym narzędziem dla aktora, a w tym odebrano mi twarz. Zobaczymy, czy będzie trzeci, bo nie wiem, jak daleko może się posunąć moja Małgosia.

A jak wyglądała praca na planie, bo ponoć u Szumowskiej przypomina święto?

My z Małgosią bardzo dobrze się znamy. To, co powtarzam za każdym razem, na planie tak naprawdę chodzi o czas. To takie miejsce, gdzie jest on drogocenny i zawsze jest go za mało, a chciałoby się go mieć więcej. W sytuacji, kiedy my jesteśmy na planie jako małżeństwo, oszczędzamy masę tego czasu. Między reżyserem a aktorem bardzo często toczy się swego rodzaju gra, my jesteśmy pozbawieni tego elementu i możemy przechodzić do konkretnych zadań i realizacji materii filmowej, którą mamy do zrobienia. To nam daje komfort.

Czyli więź prywatna ułatwia wam pracę.

Tak, zasadniczo ułatwia. Po prostu pewne rzeczy mówi się bez ogródek, wprost. W normalnej relacji aktor-reżyser nie może to zaistnieć, bo reżyserzy chcą, żeby aktorzy realizowali swoje zadania bez względu na wszystko. Ja akurat wolę, kiedy mówi mi się wszystko wprost. Pracowałem w taki sposób nie tylko z Małgosią, ale również z innymi reżyserami. Im prościej, tym można szybciej dojść do dobrych efektów, co działa na korzyść filmu.

Premiera filmu w Multikinie Złote Tarasy, 5 kwietnia 2018 roku (fot. mat. pras.)

A jakieś artystyczne kłótnie występują między wami?

Plan filmowy jest takim miejscem, gdzie spotyka się bardzo wielu ludzi. Tam nie panuje demokracja, a raczej absolutna, mocno konserwatywna monarchia. To jest niezbędne, bo w kinie autorskim realizuje się pewną wizję. To jest także praca zbiorowa, więc wszyscy ciężko pracują na końcowy efekt. Tak naprawdę każdy, kto pracuje przy danym filmie może się czuć jego współautorem, bo bez choćby najmniejszych elementów po prostu by nie powstał.

Praca zbiorowa, a potem wspólny sukces. Jak przyjęliście nagrodę na Festiwalu w Berlinie?

Na pewno duże szczęście, radość, satysfakcja, duma i ciekawe doświadczenie. Bardzo ważna nagroda, której przyznanie odbiło się szerokim echem w środowisku europejskich filmowców. Duże wyróżnienie, ale trzeba iść dalej.

Czy to jest kolejny kamień milowy dla polskiego kina?

Myślę, że na pewno. Mamy grupę filmowców w Polsce, ale jeszcze trochę nam brakuje, by być nową falą, tak jak w przeszłości grecka czy rumuńska, ale walczymy o to. Bardzo chcielibyśmy, aby polskie kino było jednym z kluczowych kinematografii w Europie.

Aktorom zwykle przyczepia się jakieś łatki. W twoim przypadku np. „głos pokolenia” czy „najbardziej utalentowany”. To pomaga czy wręcz przeciwnie?

„Głos pokolenia” to chyba jeszcze, gdy za wielu moich kolegów nie zaistniało. Teraz w moim wieku jest kilku świetnych aktorów. Można mówić o swego rodzaju fenomenie, co jest związane z powstaniem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i możliwością grania w filmach. Jak zaczynaliśmy to pojawiła się moda, żeby odkrywać talenty i zatrudniać do głównych ról młodych aktorów. Całe pokolenie na tym skorzystało i weszliśmy dużą grupą młodych. Dzisiaj to już mam wrażenie przechodzimy do klasy średniej. (śmiech)

Jakiś kolejny film w przygotowaniu najbliższy?

Tak, mam plany, ale zobaczymy. Z doświadczenia wiem, że nie ma sensu rozmawiać o planach, bo to jest tak ryzykowna branża, że bardzo wiele projektów, w których miałem brać udział czy bardzo chciałem, nie zostały zrealizowane z przyczyn finansowych. Wiele z nich zasługiwało na to, żeby powstać. Jesteśmy nadal dość biedną kinematografią i nie stać nas na to, żeby realizować więcej filmów. Myślę, że ludzi, którzy chcieliby je robić i mają talent jest dużo, tylko przydałoby się więcej pieniędzy na polskie kino.

Ale pojawiły się też zagraniczne produkcje na twoim koncie, w tym roku też jedna.

Tak, było parę rzeczy, które zrobiłem poza Polską. Akurat jeśli chodzi o wszystkie anglosaskie produkcje, to pozycja aktorów z Europy Wschodniej jest dość specyficzna i nie ma sensu rozwodzić się nad tym. Dopiero widząc efekt można powiedzieć, że się w danym filmie zagrało bądź ewentualnie zaistniało.

Wykonujesz zawód, który kochasz, a co jest dla ciebie odskocznią? Co robisz, jak nie pracujesz?

Bardzo zwyczajne rzeczy: dom, rodzina. Jakieś pasje, choćby literatura. To jest moje ulubione i najwspanialsze zajęcie, jakie można uprawiać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *