Tęsknił, uwodził i porzucał. Powieść „Narzeczone Chopina” o kobietach kompozytora
17 października, 2021
Zdrady, romans, dworskie intrygi. Powieść „Kucharka z Castamar” już na Netflixie
20 października, 2021

„Mam na imię Selma”. Pełna nadziei i odwagi historia ujawniona wieku 98 lat

„Pokazuje nam, jak znaleźć nadzieję w beznadziejności i światło w ciemności” – pisze Edith Eger (fot. mat. pras.)

To utkana ze wspomnień książka, w których na pierwszy plan nieśmiało wybija się codzienność. „Mam na imię Selma” to międzynarodowy bestseller – potężny pamiętnik uczestniczki żydowskiego ruchu oporu i ocalałej z obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Nie znając losów swojej rodziny – jej ojciec zginął w Auschwitz, a matka i siostra w Sobiborze – Selma van de Perre przeżyła, używając swojego pseudonimu, udając kogoś innego. Dopiero po zakończeniu wojny mogła odzyskać swoją tożsamość i odważyła się raz jeszcze powiedzieć: Nazywam się Selma. „Byliśmy zwykłymi ludźmi pogrążonymi w niezwykłych okolicznościach” – pisze. Mając 98 lat zdecydowała się opowiedzieć swoją historię własnymi słowami.

Selma miała siedemnaście lat, gdy rozpoczęła się II wojna światowa. Mieszkała z rodzicami, dwoma starszymi braćmi i młodszą siostrą w Amsterdamie i do tego czasu bycie Żydówką w Holandii nie stanowiło większego problemu. Ale w 1941 roku stało się to kwestią życia lub śmierci. Kilkakrotnie Selma ledwo uniknęła aresztowania przez nazistów. Podczas gdy jej ojciec został wezwany do obozu pracy i ostatecznie hospitalizowany w holenderskim obozie przejściowym, jej matka i siostra ukrywały się – dopóki nie zostały zdradzone w czerwcu 1943 i wysłane do Auschwitz.

W akcie buntu i nie mając dokąd się zwrócić, Selma przyjęła przybraną tożsamość, ufarbowała włosy na blond i wstąpiła do ruchu oporu, używając pseudonimu Margareta van der Kuit. Przez dwa lata „Marga” posługując się fałszywym dokumentem tożsamości i podając się za nie-Żydówkę, podróżowała po kraju, a nawet do nazistowskiej kwatery głównej w Paryżu, dzieląc się informacjami i dostarczając dokumenty – robiąc, jak później wyjaśniła, „to, co trzeba było zrobić”. W lipcu 1944 r. skończyło się jej szczęście. Została przewieziona do obozu koncentracyjnego dla kobiet Ravensbrück jako więźniarka polityczna.

(fot. fot. Chris van Houts)

Fragment książki

„Po kilku dniach w głównym obozie kazano mi się zgłosić do blokowej. W towarzystwie Aufseherin spytała, czy chcę iść do Muttiheim. Oznajmiła, że będą mnie tam dobrze żywić i dostanę mleko. Nie miałam pojęcia, vo to Muttiheim. Wiedziałam, że Mutti oznacza mamę, ale to wszystko brzmiało raczej niepokojąco. Odmówiłam. Stwierdziłam, że wolę zostać z przyjaciółkami. Ku mojemu zdziwieniu można było powiedzieć nie. Tak czy siak wydawało mi się, że bezpieczniej będzie, jeśli pozostanę w swojej grupie. Kiedy opowiedziałam tę historię starszym koleżankom, wybuchły śmiechem. Wyjaśniły mi, że Muttiheim to miejsce, gdzie dziewczęta musiały uprawiać seks z niemieckimi żołnierzami w celu poczęcia aryjskich dzieci. Nie zdawano sobie sprawy, jaka to by była ironia losu w moim przypadku.”

Selma van de Perre (ur. 1922 r.) to holenderka żydowskiego pochodzenia. Podczas II wojny światowej członkini holenderskiej grupy oporu, gdzie działała pod pseudonimem Margareta van der Kuit. Aresztowana w 1944 r. I jako więźniarka polityczna przetrzymywana w obozie koncentracyjnym dla kobiet Ravensbrück. Dopiero po zakończeniu wojny odzyskała tożsamość, a mając 98 lat opowiedziała swoją historię w książce „Mam na imię Selma”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *