„Shindisi” z Grand Prix 35. WFF. Gruziński kandydat do Oscara wygrywa w stolicy
19 października, 2019
„Robił wszystko, by nie nazywać go bohaterem”. Marek Edelman w 100-lecie urodzin
22 października, 2019

Gorączka w życiu i na obrazach. Pierwsza biografia polskiej malarki Meli Muter

Mela Muter maluje w swojej pracowni pośród głównie portretów (fot. muzeum.umk.pl)

Niezależna, konkretna i uparta. Była kochanką Leopolda Staffa, przyjaciółką Władysława Reymonta oraz niedoszłą żoną młodszego o kilkanaście lat Raymonda Lefebvre’a. Burzliwe życie osobiste Marii Melanii Mutermilch z domu Klingsland, czyli Meli Muter było usłane tragediami, ale to ono było gwarantem, źródłem inspiracji oraz postawy twórczej. Karolina Prewęcka przez ostatnie dwa lata „przyglądała się” jej niewątpliwie elektryzującej egzystencji. Efektem tych obserwacji jest książka „Mela Muter. Gorączka życia”, pierwsza biografia tej malarki przełomu XIX i XX wieku.

Ojciec malarki Fabian Klingsland był mecenasem sztuki, wspierał m.in. pisarza Władysława Reymonta, który z czasem stał się bliskim przyjacielem domu i angażującej się całym sercem w relacje międzyludzkie Meli. Nigdy jednak nie mogła w pełni celebrować z przyjacielem wyróżnienia go przez Kapitułę Nagrody Nobla – zbiegło się ono w czasie z tragiczną, wciąż niewyjaśnioną, śmiercią syna Muter – Andrzeja. Mela niestrudzenie dążyła do obranego celu. Pomimo licznych strat, nastoletniego brata Juliana, syna Andrzeja, niedoszłego męża Raymonda, nie rezygnowała z malarstwa, z wyrażania siebie w ten sposób. Artystka nie próbowała ukrywać swoich doświadczeń. Zdaniem Karoliny Prewęckiej właśnie dzięki temu jej obrazy robią tak duże wrażenie i wywołują emocje. – Mela chciała po swojemu mówić o ludziach. Twierdziła, że swoich bohaterów przedstawia tak, jak ich widzi. Do prawdy o postaci, dokładała prawdę o sobie, o swojej osobowości, która wykraczała poza ramy przeciętności – tłumaczy autorka.

Jej ulubieni bohaterowie to ludzie prości, którzy nikogo nie udają, nie robią min, nie stroją się do portretów. Ci, którzy nie przeszli do historii, ale opowiadali o sobie, przekazywali swoją prawdę życia.  – Muter malowała to, co widziała: chłopów z Bretanii, przechodniów z warszawskich i paryskich ulic, starych Żydów i Polaków – wylicza Prewęcka. W życiu często stawała na drugim planie, pozwalała błyszczeć swoim przyjaciołom. W malarstwie również przykładała wielką wagę do tego, co dzieje się za postacią. Dopuszczała ingerencję w dzieło już dawno po jego zakończeniu. Po śmierci matki zamalowała płomień, który do tej pory tlił się na portrecie, stworzonym jeszcze za życia Zuzanny Klingslandowej. Pod koniec życia przemalowała wiele dzieł, niektóre zniszczyła.

„Dachy w Ondarroa” (1913) z kolekcja Bolesława i Liny Nawrockich (fot. Piotr Jamski)

Odstraszała kobiety

Tę książkę można określić mianem „opowieści osobistej”, choć autorka podkreśla, że starała się siebie nie eksponować. – Opisałam drogę prowadzącą mnie do Meli oraz przebytą w jej towarzystwie. Nie rywalizuję z historykami sztuki, czy znawcami szeroko rozumianej epoki, w której żyła i tworzyła. Zdecydowałam się pójść za impulsem, za spojrzeniem Meli, uwiecznionym przez Ignacego Łopieńskiego na obrazie, który widziałam w Muzeum Narodowym – wyjaśnia autorka. Jak dodaje, „malarka żydowskiego pochodzenia opowiadała o sobie w obrazach, nigdy nie stawiając fałszywej kreski”. – Jej uczucia, przeżycia, troski, przemyślenia zostały zapisane w postaciach, które portretowała. Portretowała nie tylko bohaterów, ale również siebie – mówi Prewęcka.

Dla przykładu na obrazie „Gra w szachy” pokazała męża Michała Mutermilcha i ukochanego Leopolda Staffa. Zachwycony dziełem żony Mutermilch nie miał pojęcia, że jego szachowy rywal, to wielka miłość jego wybranki. Grę oczu i magnetyzm spojrzenia Muter wykorzystywała również w swojej twórczości. W oczach jej bohaterów albo jest wszystko, albo nie ma w nich nic. Prawdopodobnie właśnie „malowaniem prawdy” odstraszała… kobiety. – Wiele osób, choć może kobiety szczególnie, tęskni za tym, by widzieć siebie piękniejszą, powabniejszą, bardziej urokliwą. Muter malowała to, co widziała, wręcz wydobywała więcej – wnętrze człowieka. Dlatego wzbudzała w  kobietach niepokój – tłumaczy Karolina Prewęcka. Może dlatego częściej za sztalugą gościła mężczyzn.

O autorce

Karolina Prewęcka, dziennikarka i współautorka książek o ludziach kultury, m.in. aktorach Stanisławie Celińskiej i Bohdanie Łazuce, śpiewaczkach operetkowych: Wandzie Polańskiej i Elżbiecie Ryl-Górskiej.

Interesuje się zwłaszcza losami Polaków na tle XIX i XX wieku, w co wpisuje się niedawno wydana książka „Mag” o przedwojennym jasnowidzu Stefanie Ossowieckim. Skończyła etnografię na Uniwersytecie Warszawskim. Pochodzi z Lubrańca na Kujawach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *